Wczoraj zrobiłam co miałam zrobić. Troche pomogl mi Krzysiek i jestem mu za to wdzięczna. Dziś jest do roboty dżem no i pasteryzacja, ale to ostatnie juz robi Krzysiek. Ja tylko pilnuję czasu. On wklada słoiki i wyjmuje.
Dzień biegnie za dniem i już polowa lata minęła. Ja obiecywalam sobie, ze będę w tym roku wychodzić na dwór na ławkę, a nadal kisne w domu. Nie chce mi się wynosić wszystkiego na dwór, a bezczynnie siedzieć nie będę. Tak się z ławki cieszyłam, a stoi praktycznie nieuzywana. Dziś jest ponoc ostatni dzień upału, a od poniedziałku ma się ochlodzić. Mają przyjść deszcze i oby przyszły. Moze gdy się zrobi chlodniej z powrotem zaczne wychodzić na spacery. Chcę iść do lasu i nad rzekę.
Za dwa tygodnie chyba przyjedzie Sebastian. Tym razem ma uszczelnić rynny, wyciąć troche drzew i może poprawi mi zamek, bo drzwi sie ciągle otwierają. Uważa, że trzeba wymienić wkladkę, ale jeszcze tego nie ogladał. Ma tez pociąć drewno i jeszcze raz wysiać trawę. Moze tym razem zaraza wzejdzie.
Podjęłam decyzję i od sierpnia przejdę na dietę zupową. Zacznę od 800 kalorii i 4 zup plus kefir i jabłko. Zobaczymy. Szkoda tego zapału, ktory mam nie wykorzystać.
Wczorajsze szkice. Pierwsze szkło w zyciu i zupełnie nie wiedziałam jak oddać przeźroczystość, a ściągać nie chciałam. Wyszło kiepsko...Będą kolejne podejścia do tematu szkła, ale chyba jednak poszukam wsparcia...