Dziś Krzysiek jedzie na badania. Musi sobie zrobic poziom litu. Poźniej pojedzie na zakupy, bo w lodówce pustki. Musi też wysłać paczke na bazarek koci. Ja muszę pilnować domu. Po południu ma byc zalożona folia antywłamaniowa do okna. To ta grubsza. Gdy Sebastian przyjedzie zalozy jeszcze alarm i juz Krzysiek do sypialni wróci. Najwyższy czas.
Ja mam oczywiście pracę. Poza tym czas na kolejna lekcję kursu u Krissa Wieliczko. Tym razem chcę opanować cieniowanie. Mam z tym problem. Powinnam pisać wiersze do antologii. Niby mam czas na wysłanie do końca października, ale nie lubie czekać na ostatnia chwilę. Przyszedł czas na robienie czapek...:)
Tyć przestałam jak na razie. Jem 1000-1100 kalorii. Chcę dojść maksymalnie do 1400, ale pewna nie jestem. Kusi mnie zatrzymać sie na 1200 i obym nie miała racji. Dziś zupa z fasoli mung, serek homogenizowany, pomarańcza, krokiet i porcja orzechów włoskich. Do tego będzie mój przysmak pepsi 0...:) Normalnie piję mineralną, ale wyskoki mi sie zdarzają.
A na koniec ostatni obraz i kolejny wiersz...
Zapachy jesieni
rozkwitła jesień oranżem i złotem
rozsiewa zapach żywicznych lasów liści i grzybów
przycupniętych w mchu
nęci wonią wrzosowisk wilgotnych łąk i ugorów
gdzie czaruje nawłoć a trawy kłaniają się blademu słońcu
zaprasza do sadu
kuszącym aromatem jabłek
i ostatnich śliwek lśniących po deszczu
czasem wiatr przynosi zapach pól
i ciężkiej gleby tęskniącej za latem i urodzajem
tara55
1 października 2019, 20:46Słoneczniki udały Ci się.! :-)
araksol
1 października 2019, 22:06dzięki
kottie
1 października 2019, 19:55Mamy taki sam przysmak :D
araksol
1 października 2019, 22:06a widzisz...