Dzień jak zwykle pracowity. Dzieci wstały o 7 rano - co i tak jest sukcesem bo jeszcze niedawno Adaś budził nas o 5. Zaraz po śniadaniu wysłałam Michała po zakupy, zabrał ze sobą Jasia a ja uśpiłam Adasia i zabrałam się za malowanie płotu. Można powiedzieć, że to była dla mnie forma relaksu...robić jedną rzecz na raz, w ciszy i spokoju, na świeżym powietrzu. To były najbardziej relaksujące 2 godziny od wielu miesięcy. Po dwóch godzinach Adaś się obudził a Michał z Jankiem wrócili z zakupów. Wrócił szalony pęd...mycie naczyń w pośpiechu bo Adaś już krzyczy, że głodny, rozpakowywanie zakupów. Odgrzałam chłopakom na szybko pomidorówkę i jak zjedli zabrałam się za swój lunch - oni jedzą obiad późno, nie jedzą tego co ja (chociaż ciągle próbuję ich do tego przekonać), dlatego często robię dwa obiady dziennie. Na szczęście mój jest zwykle szybki i prosty. Dziś zrobiłam tuńczyka na parze, fasolkę mamut i sałatkę z sałaty lodowej. Szybko, łatwo, smacznie, kolorowo...
Śniadanie: Omlet, kanapki, jabłko
Lunch: Tuńczyk, fasolka, sałatka i owoce na deser:
Wczorajszy obiad to był makaron z gulaszem i sałatką:
Janek dziś na stole zobaczył pudełko po lodach i oczy aż mu się zaświeciły...od razu krzyknął, że chce je zjeść...ja wręczam mu pudełko i mówię, prosze bardzo...otwiera a tam...
Cóż to było za rozczarowanie :)
Miłego dnia! :)