W zeszłym tygodniu poszalałam i przytyłam a teraz powolutku odrabiam straty. Udało mi się w tym tygodniu schudnąć 1,1 kg. Yupi!!!
Zauważyłam jednak, że waga do której dążę nadal jest nadwagą więc na fali emocji poszalałam i sobie zmieniłam na prawidłową. Wszystko jest możliwe i uda mi się tego dokonać w przeciągu co najmniej dwóch lat. Bo przecież w ciągu miesiąca nie nabrałam takiej masy.
W poprzednim miesiącu troszkę się poruszałam, może nie tyle ile zakładałam ale zawsze coś:
- 4 razy udało mi się wyjść na spacer z różnym czasem jego trwania ale dało mi to 2,5 godziny ( nie liczę spacerów po 15 do 20 minut w żółwim tempie z dziećmi tylko takie kiedy wychodzę sama i idę w tempie)
- 1 raz był nordic walking i tym samym spędziłam na nim godzinę zegarową
- 4 razy byłam na łyżwach z różnym rezultatem ale dało mi to prawie 3 godziny zegarowe jazdy na nich
- 1 raz a właściwie 1 z kawałkiem tańczyłam całonocnie na udanych imprezach ( ale trochę wtedy zgrzeszyłam dietetycznie więc...)
Generalnie ruchu troszkę było, spadku wagi raczej niewiele i to na zasadzie raz schudłam raz przytyłam i w sumie na koniec miesiąca jestem 1,3 kg na plusie od 1 lutego. Nic to, trzeba wyciągnąć wnioski i zawalczyć żeby ten miesiąc wyszedł ujemny. A teraz zmykam robić pyszną paprykową szakszukę na śniadanko - jedno z moich ulubionych dań na vitalii.