Dalsze wycofywanie i ułatwianie sobie życia to zmiany jeśli chodzi o gotowanie. Od dość dawna wybierałam już tylko proste przepisy z niewielu składników. Nie piekę wypasionych ciast. Portawy mają powstawać szybko. Gotuję w niewielkiej ilości garnków, żeby było jak najmniej mycia. Robię na obiad tylko jedno danie. Ułatwiłam też sobie życie jeśli chodzi o przetwory. Od jakiegoś czasu nie robię ich juz tyle co wcześniej. Nie robię już sałatek, soków, syropów też prawie nie i kompotów. Kiedyś robiłam z 100 słoików, a w tym roku będzie z 40. Nie robię już np. fasolki szparagowej, bo przerzuciłam sie na mrozonki. Chciałabym też ułatwić życie Krzyskowi. On nosi z miasta żwirek dla kotów i wodę mineralną, całe zgrzewki. Można by to kupić w internecie albo mógłby zakupy tego typu robić raz w miesiącu i przywozić taksówką. Nie chce.
Dziś Sebastian jedzie do obi, bo trzeba zrobić zakupy do remontu. Od jutra chyba wstawianie drzwi. Choroba Megusi wyskoczyła nagle i nie wiem czy sie uda zrobić w tym momencie dach nad komórką z węglem. W przyszłym miesiącu chcę kupić węgiel. We wrześniu muszę kupić drewno, bo przyjedzie Sebastian żeby co trzeba pociąć. Do tego potrzebna jest pilarka z długą prowadnicą i chyba muszę taką kupić.
Trochę się pozbierałam psychicznie. Planów remontowych na ten rok nie uda sie niestety wszystkich zrealizować. Wyskoczyła mi choroba kotów i to jest teraz najważniejsze.
Sebastian jest już kilka dni i kilka dni mam otwarte okno po całych dniach. Mieszkam blisko ulicy i jestem zmęczona hałasem. Niby ruchu aż tak duzego nie ma ale samochody jednak jezdżą, ludzie chodzą i rozmawiają, psy u sąsiadów szczekają. Gdy Sebastiana nie ma otwieram okno wieczorami, a wtedy ruch juz mniejszy.
Krzysiek ma od jutra dwa tygodnie urlopu. Moze najgorsze upały miną. Kilka dni temu Krzysiek skończył 62 lata i praca na placu w słońcu go męczy...
Wiejskie lato
w starym kryształowym lustrze zaklęta jest
beztroska i gorycz minionych letnich dni
widzę chwile bramowane szczęściem
i te gorsze gdy łzy czaiły się w progu
czy pamiętasz łany zbóż
szeptem prawiące o jutrze
wdzięczne chabry i kąkole
i te spacery gdy śpiew skowronka
wisiał nad głowami
a rwący potok ulewę i krzyk sąsiada
że siano przepadło
a smak jagód zerwanych
z krzaczka i żółto złote kurki
śmiejące się w trawie
ile takich chwil jeszcze przed nami
ile wspomnień
dni lat
mysz9
12 lipca 2023, 07:43Zazwyczaj nie piekę ciast. Nie widzę takiej potrzeby. Obiady też robię proste i nie widzę powodu, żeby z kimkolwiek się w tym temacie porównywać.