Jest naprawdę ciężko wrócić do wymarzonej sylwetki. W tym tygodniu chciałam wrócić na fitness, ale w ubiegłą niedzielę zrobiłam wieczorem skalpel E.Chodakowskiej i po prostu w trakcie ćwiczeń się rozpłakałam. Naprawdę nigdy jeszcze nie byłam w takim beznadziejnym stanie, żeby te ćwiczenia sprawiały mi taką trudność. Nie wiem jak mogłam doprowadzić się do takiego stanu. ZERO KONDYCJI!!! Ta niedziela dała mi w kość, co poskutkowało codzienną jakąś aktywnością delikatną, ale zawsze.
Jedynie co to mimo, że mam wiele chęci, to gdzieś ta mobilizacja cały czas gaśnie we mnie, cały czas powątpiewam w siebie i boje się strasznie momentu, gdy powiem, że nie chce mi się- znając siebie, znowu mogę zarzucić wszystko i zaprzepaścić to co staram się osiągnąć. Kiedy tak patrze na te wszystkie metamorfozy kobiet, zazdroszczę im i bardzo pragnę stać się jedną z nich- oczywiście myślę wtedy, że gdyby nie to, że te 4 lata temu zaprzestałam nagle przez obronę na uczelni i inne rzeczy też bym miała może taką piękną sylwetkę. Bardzo tego pragnę, ale niestety gdzieś z tyłu głowy cały czas jest ten diabełek, który mówi nie uda Ci się, Jesteś słaba.
Nie wiem czemu, czy to pogoda ( w Szczecinie pada i jest szaro buro) czy co? Po prostu mam depresje taką niefajną. I nie potrafię się jakoś tak bardzo cieszyć nawet z tych 0,5kg mniej po tygodniu diety. Jest mi smutno i źle, do tego wszystkiego ostatnio przez nawał pracy na uczelni, oraz maratonu pracy mojego partnera, prawie się nie widujemy, co też w jakiś sposób bardzo negatywny na mnie wpływa i szukam pocieszenia w.... no właśnie w słodyczach zawsze tak się kończy- ale chwilowo się trzymam od tygodnia zjadłam tylko 2 kostki czekolady gorzkiej oraz 2 ciastka z lidla na bazie daktyli z orzechami pod nazwą "dobra kaloria".
A wy jak sobie radzicie z taką "depresją" na diecie?
Trzymajcie się i trzymajcie kciuki mocno by to moje myślenie się skończyło:(
angelisia69
17 marca 2017, 19:19Powiem ci ze z kazdym kolejnym treningiem,z kazdym kolejnym skokiem,uniesieniem nogi WZRASTA twoja kondycja/sila i idzie ku lepszemu nie ku gorszemu.Za X treningow bedzie to dla ciebie pestka i sama bedziesz sie z siebie smiac ze tak ciezko ci niedawno bylo,bo lada chwila "wyzwanie" stanie sie dla ciebie pestka.Mysle ze warto sie przemoc,na poczatku nawet troszke pomeczyc,aby po jakims czasie znow poczuc te emocje/endorfiny ktore towarzysza wykonaniu solidnego treningu.Kazdy trening,kazdy "zdrowy talerz" ktory wybierasz to juz kolejny krok ku lepszej JA,owszem zle dni nadejda,zle mysli sie pojawia,zjesz paczka/ciastko ale mozesz zaraz wytrzec "lukier" z ust i brnac dalej!!Nie lapac za kolejne ciastko a przygotowac lzejszy posilek lub pocwiczyc i zapomniec o "upadku". ;-)
angelikae641
17 marca 2017, 11:39Cześć :). Jak czytałam Twój post, to widziałam siebie jakiś rok, może ponad rok temu. Miałam bardzo zblizone podejście do Twojego i z trudnymi sytuacjami radziłam sobie w podobny sposób. Wiesz jak rozwiązałam swój problem? Może zabrzmi to banalnie, ale wierz mi działa. Znalazłam pasję. Jeżeli chodzi o sytuację czasową, myślę, że jesteśmy w podobnej, ja pracuję, a dodatkowo studiuję zaocznie, dodatkowo, dwa razy w tygodniu udzielam lekcji języka obcego, także wydawałoby się, że totalny brak czasu na cokolwiek. Rok temu taki własnie był mój tok myślenia, a prowadziło to do nieudanych diet, braku aktywności fizycznej i ,,dołów''. Postanowiłam, że pomimo wiecznie napiętego grafiku, znajdę czas na hobby. W ramach wyjaśnienia, odnalazłam swoją pasję w świecie fitnessu. Oprócz tego, że zaangażowałam się w różnego rodzaju aktywność fizyczną (bez której teraz nie jestem w stanie wytrzymać trzech dni), to postanowiłam poszerzać swoją wiedzę na temat diet, techniki ćwiczeń i innych ciekawostek. Mój ,,rozkład jazdy'' nie uległ zmianie: wstaję rano, szykuje jedzonko na cały dzień- pojemniki, szykuję się do pracy, o 16 wychodzę, lekcje języka i obowiązkowo przynajmniej 3 razy w tygodniu wieczorem, SIŁOWNIA albo trening w domu. Taki sposób życia wszedł mi bardzo szybko w krew. I powiem tak, od roku, nie mam depresji na diecie, bo wiem jak się cieszyć dietą. Dodatkowo, spadło mi ,,nieplanowane'' 6 kg. Czuję się pełna energii i chcę mi się żyć! Także głowa do góry, znajdź pasję, chwilę dla siebie (kąpiel, masaż, coś co sprawia Ci przyjemność), a trening postrzegaj jako drogę do celu, na początku będzie trudno, ale pamiętaj jak tylko zaczniesz, z każdym dniem będzie lepiej. Nim się obejrzysz, a killer Ewy Chodakowskiej będzie bułką z masłem :). Wiem co mówię! Co do diety, słuchaj jeżeli naprawdę ćwiczysz, to słodycz raz czy dwa razy w tygodniu na pewno nie pójdzie w biodra, nie martw się! Trzymaj się, powodzenia! :))
agiagniesia
17 marca 2017, 16:15Dziękuję Ci! Masz rację, staram się właśnie w swoim myśleniu powoli nakierować fitness na moją "nową" pasję. Kiedyś tak było nie wyobrażałam sobie bez tego kilku dni. Czas zawsze się znajdzie- przynajmniej ja go mam jeszcze "w miarę dużo"- studiuję dziennie i zaocznie w dwóch miastach (Szczecin- dziennie i Poznań- co drugi weekend) do tego pracuję dorywczo. Ale swoich studiów i pracy nie uważam za jakieś bardzo obciążające, bo to fotografia- czyli coś co kocham od zawsze i sprawia mi to przyjemność. Jedynie wydaje mi się, że te doły aktualne spowodowane są brakiem siły i tego, że przeraża mnie tak bardzo to, do jakiego stanu się doprowadziłam i to mnie bardzo przytłacza. Do tego trochę tak jak wspomniałam brakuje mi mojego faceta czyli jego przytulenia i wsparcia z jego strony, bo rozmowa telefoniczna niestety za dużo nie daje, a wręcz chwilowo bardziej powoduje tęsknotę i dołuje, że jest daleko. Ale mam nadzieję, że gdy tylko poczuję trochę słońca to od razu odżyję i wrócą mi chęci. A na razie trochę się zmuszam ze względu na ten brak siły. Też tak analizując siebie zauważam, że przez mój rozkład dnia czyli rano studia i wieczorem, a popołudniami 4-5h okienek powoduje, że nie mam za dużo kontaktu ze znajomymi, bo wieczorami po 21 to i ja i oni już są zmęczeni i chce się odpocząć już w domu, a nie wychodzić gdzieś na miasto- chyba się starzejemy:P . I to w jakiś sposób napędza taką spiralę tego jakiegoś smutku i zniechęcenia. Ale dziękuję Ci bardzo za komentarz- takie właśnie bardziej zmuszają (przynajmniej mnie) do zastanowienia się nad sobą i podpowiadają co można zmienić w sobie na lepsze:) Dziękuję jeszcze raz!