Powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że po 1,5 miesiącach ćwiczeń (zumba, piloxing i rowerek) będę miała zakwasy a jednak. Niby 2 km to nie dużo, ale jak na początek biegania jestem i tak z siebie dumna, że większość jestem w stanie przebiec :) W ogóle jestem w szoku , że jednak w jakiś sposób zdołałam się zmotywować i jednak zacząć biegać.
Powtarzam jeszcze raz NIENAWIDZĘ biegać i za każdym razem jak wracam do domu to mówię do męża, ze go nienawidzę bo to on był głównym bodźcem do tego mojego porannego biegania. Jednak juz po wczorajszym moim turlaniu dochodzę do wniosku, że choćby niewiadomo jakie zumby, piloxingi i inne areobiki choćby nie wiadomo jak intensywne nie zrobią tego co nawet takie moje wolne truchtanie-turlanie. Fakt, po każdych zajęciach wychodzę mokra jak spod prysznica i wiem , ze bez nich padłabym na twarz po 100 metrach biegania, ale dopiero teraz czuję wszystkie mięśnie na nogach, a nawet na plecach :) Myślałam, ze może na dzisiejszej zumbie trochę rozruszam te zakwasy, ale niestety instruktorka się rozchorowała i zajęcia będą dopiero za tydzień. No nic, w takim razie czeka rowerek i 30 km.
Póki co dieta utrzymana, nawet już się przyzwyczaiłam do tych jajek :) Najważniejsze, że organizm się przyzwyczaja do mniejszych porcji i po zakończeniu tej diety nie będę odczuwała tak często głodu. Nigdy nie byłam za stosowaniem tak drastycznych diet, no ale w tym momencie akurat dieta Mayo jest dla mnie najwygodniejsza (nie trzeba wydawać niewiadomo ile na składniki a później stać godzinami w kuchni). Jajka, warzywa i cytrusy lubię, więc też nie ma problemu :) Później po prostu zacznę wprowadzać po kolei inne produkty tylko w mniejszych ilościach i powinnam się ustrzec jo jo. W każdym bądź razie mam taką nadzieję :)
Jak się trochę ładniej zrobi to może i z Młodym na spacer wyjdziemy :) Zobaczymy :)
Teraz życzę Wam miłego dnia i żeby dzisiejszy dzień obył się bez złamania własnych postanowień :) Wieczorem podsumowanie :)