Ja wiem, że teraz jest jakiś szał na bieganie, moda dosłownie. Jednak nie to ponad 2 lata temu wyciągnęło mnie z domu i wbiło w stare adidaski. Ja swoją przygodę z tą dyscypliną zaczęłam trochę ze złości bo zapuściłam się, co tu kryć. Lubiłam wtedy długie piesze wypady i pomyślałam, że może warto się przemęczyć truchcikiem, poprzeplatać to z marszem - może coś z tego wyjdzie. W końcu już wtedy miałam lekką nadwagę po pierwszej ciąży i kompletny spadek energii - coś się złego działo z przemianą materii. I spróbowałam. Efekty naprawdę mnie zaskoczyły! przebiegłam wtedy bez zatrzymania, 4 km choć z zadyszką i ogromnym zmaganiem! To było coś - kompletny szok! Wiem, że przyczyniła się do tego moja codzienna jazda rowerem do pracy.. Jakaś tam kondycja jednak była.
I tak bieganie stało się jedyną rzeczą w życiu, którą robię regularnie i systematycznie. Bo człowiek ze mnie o słomianym zapale. Myślę, że prawdą jest też teoria, że endorfiny uzależniają. Coś w tym jest skoro ja - leń największy potrafię się zmobilizować.
Teraz po drugiej ciąży i z niedoczynnością tarczycy przyszło mi zmagać się z jeszcze większą nadwagą. Przerwa w bieganiu nie była w sumie bardzo długa bo nawet w ciąży za pozwoleniem lekarza truchtałam po kilka km i łaziłam z kijami. Później ze 2 miesiące po porodzie wróciłam ale rzadko bo nawet co 2 tygodnie. Czyli porażka. Nadwaga taka, że jeszcze nigdy tyyyyle nie widziałam na wadze. Karmienie piersią za pierwszym i za drugim razem nie miało absolutnie żadnego wpływu na chudnięcie w moim przypadku. Niestety bez dobrej zdrowej diety cudów nie ma! A ja lubiłam sobie pofolgować. Niby 2 zdrowe śniadania co 2,5 godziny, obiad taki jak trzeba ale za to wieczorem..... lubiłam popłynąć. Jedzenie jest u mnie związane z emocjami. Jem ze smutku, jem z radości, jem w nagrodę, gdy jestem zmęczona tracę kontrolę... uzależnienie - od czegoś bez czego żyć się nie da - bo nie można przecież nie jeść. To nie jest jak odstawienie papierosa czy alkoholu.
Teraz od pewnego czasu biegam już regularnie i to niesamowite jak ruch pomaga mi w diecie! Najdziwniejsze jest to że chce mi się jeść MNIEJ. Poprawiła się przemiana materii, wzrosła potrzeba jedzenia rzeczy lekkich. Naprawdę. Więc warto iść tą drogą choć czasami nie jest lekko.
A dziś w nagrodę za trzymanie się diety i ruchu po tygodniu kilo mniej!!!
Iwon@
11 listopada 2015, 11:15Tylko powiedz Kochana jak zmobilizować się do samego wyjścia z domu... :/ Niestety mój leń mnie pokonał...
Appleflower
11 listopada 2015, 11:21U mnie to trochę prostsze, bo pracę mam w domu i kisnę w 4 ścianach więc wyjść mi łatwiej. No ale jak jest wiatr tak jak wczoraj czy deszcz jak 3 dni temu to zaciskam zęby i .... wychodzę. Nie wiem jak to działa. Z domu chyba uciekam bo tam dzieciaki szaleją ;). Dla mnie super zachętą jest to, że mogę sobie w spokoju, głooośno posłuchać muzyki biegnąc ;) powodzenia!