Dziś Walpurgia to znaczy w noc dzisiejszą. Nie mam zamiaru jakoś specjalnie świętować. Ogniska nie będzie. Zapalę tylko świece. Mam nadzieję, że wielka bogini matka się nie obrazi. Postaram się też medytować i zjednoczyć duchowo z tymi, którzy będą świętować tak jak trzeba. Zawsze marzyłam o tym by wziąć udział w sabacie. Nie dane mi to było jednak. Ci moi znajomi, którzy świętują mieszkają daleko, a ja mobilna nie jestem i nie będę raczej.
Nad kartami i angielskim siedzę nadal. Sporo się uczę, ale z angielskim ciężko idzie jak diabli. Co prawda coraz więcej pisanego rozumiem ale sama pisać raczej nie potrafię, a tym bardziej mówić. Tego co ktoś mówi nie rozumieć wcale. Mam też tendencję do zapominania słówek. Moje ambicje nie sięgają by być w tym bardzo dobrą i rozmawiać swobodnie. Marzę sobie po cichu by z czasem czytać książeczki dla dzieci po angielsku i pisać na Interpalsie. Można też z czasem znaleźć partnera do konwersacji na skype. Co prawda to przeważnie panowie z krajów arabskich ale i z nimi można pogadać o ile nie zaczną do romansów dążyć. Ważne, że zaczynam gramatykę trochę łapać.
Dietę wczoraj zachowałam. Jadłam samo białko plus jabłko, gruszkę i pomarańcza. Sporo tych owoców było. Waga się obraziła i nie zechciała spaść. Dziś będą warzywa i białko w postaci kalafiora, a konkretnie zapiekanki oraz jajek z siedmiolatką. Może też zjem ogórki kiszone i jakieś owoce ale mało. Może coś jutro będzie mniej. Wypadało by, bo wyzwanie na forum się kończy i trzeba by tydzień zamknąć lżejsza o 0,5 kg co najmniej. Wtedy 10 punktów zarobię. To ostatnie wyzwanie skończę z wagą wyższą niż zaczęłam. Wstyd...