Tydzień się kończy. Trochę pracy zrobione. Dziś jeszcze wyjdę, a jutro już szkoła. W niedzielę też. W sobotę idę też do kaplicy, bo mam mszę za mamę. To juz ostatnia. Teraz trzeba będzie dać na dwie msze za innych moich bliskich zmarłych. Zbiorówki. Moze na wrzesień, październik. Tak żeby juz było chłodniej.
Plewienie prawie kończe. Zostały dwa bardzo trudne kawałki, na których pojawił sie perz. W przyszłym tygodniu zabieram się za cięcie drewna. Mam trochę gałęzi, bo nie można przechodzić dalej na ogród i nie można dostać się do szamba. Mam trochę płyt z mebli i trzeba to pociąć zanim wsadzę do worków do wyrzucenia. Palić tym nie wolno. Trzeba spakować do worków papę i pociąć sekatorem trochę gałęzi. My je palimy na ognisku gdy pieczemy kiełbasę na patykach. Może zniszczę chmiel. Moze uda się wywieźć elektronikę. Ma pomóc Darek, brat Krzyśka. Czekam na Krzyśka urlop.
Czekam na remonty. Moze już po 15 V. Trochę tego jest. Drobne prace typu dach, tynk tu i ówdzie, kominy no i cmentarz jak sie uda. Na wrzesień by zostało ocieplenie ściany i jeszcze później moze biblioteka. Muszę zrobić wentylację.
Jak się trochę odrobimy chciałabym pojechać zobaczyć zamek w Siewierzu. To niedaleko. Jeszcze tam nie byłam, a chcę zrobić zdjęcia. Nie wiem co z Zoo. Z planów nie zrezygnowałam tylko je odłozyłam, bo praca ważniejsza.
Po uczestnictwie w warsztatach DDD mam trochę przemyśleń i mam mieszane uczucia czy to miejsce dla mnie. Po pierwsze moja mam nie była takim zdecydowanym czarnym charakterem. Krzywdziła mnie, ale wydawało jej się, ze robi dobrze, bo chciała mnie wychować, a ja byłam oporna. Niestety była impulsywna i porywcza. Nie chciała dla mnie źle. Dbała o mnie w miarę swoich mozliwości, a że nie potrafiła kochać to nie jej wina. Do miłości nie można sie zmusić. Miałam wszystko co trzeba jako dziecko. Była masa zabawek, książki, wyjazdy na kolonie i wczasy. Był własny pokój. Dbała o moją naukę. Nauczyła mnie też sporo w tym miłości do przyrody i zwierząt. Dzięki niej zajmuję się ezoteryką i uzdrawianiem. Dzięki niej polubiłam gotowanie, pokochałam wieś, góry, a i malowanie to też trochę jej zasługa, bo kupowała mi drogie zagraniczne komplety kredek. Wypasione jak na tamte czasy. Dojrzałam do tego by się z nią całkiem pogodzić. Chyba mnie jednak kochała po swojemu. Tak jak umiała. inna sprawa, że weszła w konflikt z sasiadami i teraz to uderzyło we mnie. Dobrze, że koleżanka zrozumiała, że ja za mamę nie odpowiadam. Trudna była i ja nie miałam na to wpływu.
Dziś na wadze znowu trochę mniej mimo wczorajszego wina. Jeszcze 3 kg i odetchnę.:)
mariposa04
10 maja 2024, 21:09Przyjemnie się to czyta jak piszesz takie miłe rzeczy o mamie :)
araksol
10 maja 2024, 22:33Mówisz?.:)
mariposa04
11 maja 2024, 20:49Tak :)