Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Marazm


Od świąt popadłam w marazm, w kwestii diety i ćwiczeń. Nic mi się nie chce. Nawet do spacerów z córką muszę się zmuszać. Szukam sobie wymówek. Nie chciało mi się nawet robić postanowień noworocznych, bo czułam, że i tak ich nie będę się trzymać. Poza tym przeprowadził się do nas mój brat, który pracuje w cateringu i otwiera ze znajomymi restaurację, więc często nam coś gotuje i piecze. Trudno się oprzeć browni, tortowi bezowemu czy mufinką. 
Kilka dni temu po zważeniu się doszłam do wniosku, że należy coś zmienić. Jeśli na razie nie stać mnie na radykalną zmianę podejścia, to warto wprowadzić choćby drobne zmiany. Jeśli nawet dzięki temu nie schudnę, to może przynajmniej nie przytyję. Tak więc od pierwszego lutego wraz z moim ukochanym T (który zawsze mnie wspiera) nie obżeramy się. Śniadania i obiady jemy normalne. Gdy mamy ochotę na jakąś przekąskę, to na razie jej sobie nie odmawiamy. Zmiana dotyczy przede wszystkim kolacji. Od trzech dni zamiast obżarstwa i jedzenia na noc, wieczorem jemy owoce lub warzywa. Wielu z was może powiedzieć, że owoce mają cukier, że nie powinno się jeść ich na noc itd. Nasze organizmy są przyzwyczajone do wieczornego jedzenia, a "silna wola" jest zbyt słaba bym mogła zrezygnować z posiłków po 16, zwłaszcza, że karmię piersią również w nocy. Waga powoli wraca do normy z 76 zrobiło się 74. Za kilka dni wrócę do wagi z początków grudnia i być może pójdę o krok dalej. 3majcie za mnie kciuki :)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.