Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
dzień 238


No i klamka zapadła - jedziemy grupą na narty pod koniec lutego do Kitzbuehl.  Miłe, że są ciągle ludzie, którzy nie chcą nawet zaliczki, bo wierzą, że przyjedziemy.  Dieta w porządku, zmieniłam jedynie jeden posiłek.  Cwiczenia robię, choć w domu drepatanie to nie to samo co po lesie. Obiecałam sobie, że jak temperatura będzie powyżej 5 stopni to będę biegać po leise a jak nie to po "salonach"  i dusza mówiła trzymaj się postanowień ale dusza swoje a ja swoje... Poszłam pobiegać i na lodzie w parku takiego pięknego orła wywinęłam, że prąd mi od ogonka do czubka mózgu przeszedł...

Od razu przypomina mi się jak się z mężem poznałam.  Pojechałam z kumplem w Taterki zimą, bo miałam do załatwienia jedną sprawę z poprzedniej jesieni na dość charakterysycznej  skale, ale nie napiszę gdzie, bo pewnie przedawnienie mnie objęło za latanie poza szlakiem ale jednak ciąglę tam jeżdżę wiec może lepiej nie mówić... W każdym razie wracamy do schoniska w "pięciu"   i kumpel do strumiena z nogą się  pakuje.... Że już miał skorupę śnieżna wokół nogi, to jak ją wyciągnął z wody to zanim doszliśmy do " pięciu"  to piękną skorupę lodwą miał wokół buta ... No nie wypada po drewnianej podłodze  po schronisku biegać w rakach więc postanawiamy coś temu zaradzić i te raki jakoś ze skorupy lodowej odkuć. Swoją drogą to wielkie zaufanie ślepej babie pozwolić swoją nogę  czekanem okładać.... No to kumpel się odchyla, a ja ze słowami "no to ja Ci pokażę" okładam jego stopę, aby odkuć lodową bambułę i odzyskać raki,  aż tu nagle czuję szarpnięcie do tyłu - gość co siedział w sali i gorący rosół podjadał, gdy przez okno spojrzał i zobaczył jak jeden alipinsta drugiego czekanem okłada...No to wyleciał, aby powstrzymać tę bijatykę ... Szarpnął za czekan cobym już wiecej nikogo nie uderzyła. Moja mina podobno była bezcenna jak mnie coś na pupie posadziło...(CZekan miałam za rękę zaczepiony i jak pociągnął to z całym impetem do tyłu poleciałam).  On(mój obecny mąż) krzyczy czy nie pomóc (rzecz jasna do kumpa) a ja stojąc tyłem nie zdajęsobie sprawy jak on na to patrzy odpowiadam, "że dam radę tego skurwla napierdolić...." Przepraszam za łacinę ale tak byłam zmordowana, że nic innego z moich ust nie płunęło...Jak już się wszystko wyjaśniło i wspólnie do kolacji zasiedliśmy przeprosinom nie było końca...  I tak powstała nasza komórka społeczna...:)



  • ypsylonka

    ypsylonka

    15 stycznia 2013, 20:59

    Świetne:) Uśmiałam się do łez... Byłaby z tego niezła filmową historia...

  • Cookie89

    Cookie89

    13 stycznia 2013, 14:58

    fajna historia, macie co wspominać :)

  • AnnetteS

    AnnetteS

    12 stycznia 2013, 21:18

    Hahahahaha Super :) Ale przyznam, ze nie wiedzialam na poczatku o co w ogole chodzi :P

  • svana

    svana

    12 stycznia 2013, 18:55

    :):):) ciekawa historia :):)

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.