Wczoraj wracałam z buta i dziś rano też szłam, ale wracać to już chyba nie będę bo zasnę po drodze. Wreszcie przyszła pensja i powinnam iść na zakupy, ale jestem zbyt zmęczona, może jutro? Na dziś mam obiad z wczoraj - naleśniki z kurczakiem i serem pleśniowym (niedrogo, szybko i nie aż tak bardzo niezdrowo) wraz z sałatką warzywną. Wczoraj były pyszne, więc dziś też powinny:). Mam też owoce na kolację na koktajl. Zastanawiam się, czy nie kupić i zamrozić więcej, bo mam jeszcze raptem kilka opakowań a potem to już tylko banany będą przez całą zimę, zdążą mi obrzydnąć do nieprzytomności. W Anglii miałam chociaż maliny i truskawki przez cały rok w markecie. Pluję sobie w brodę, że nie pomroziłam jagód, ale w tym roku to one pojawiły się dosłownie na tydzień osiągając ceny wyższe niż złoto i puff, już ich nie było...
Na jutro mam jeszcze kukurydzę, ale w czwartek to już trzeba będzie na jakieś większe zakupy spożywcze pójść, zwłaszcza, że w piątek przyjeżdża mąż. Już zaczynam kombinować co mu tym razem ugotuję...
Idę wegetować dalej....