Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
Dzień 0.2 jest dobrze


Dziś muszę się sama pochwalić, dzień zakończony sukcesem.

Co najważniejsze:
wszystkie czekoladki grzecznie leżą nierozpakowane w szafce, nie było podjadania pomiędzy posiłkami, ani żadnej coli.

Pół dnia spędziłam dziś w centrum handlowym na wyprzedażach.

Kupiłam, bo kupiłam super milusie spodnie do spania w OYSHO (uwielbiam ich ubrania).

Miałam też chwilę zwątpienia: wpadłam do Reserved a tam.. jesu, dżinsy w moim rozmiarze!!!
Normalnie wszystko się zgadzało: model Regular, 34 na tyłek, 34 nogawka - niebo! Popędziłam z tym cudem do kasy od razu, ale wyhamowałam. Na szczęście mój głos wewnętrzny zaczął alarmować: HALO! Odchudzamy się m.in. po to, żeby nie musieć kupować spodni spoza normalnej rozmiarówki, które sieciówki łaskawie rzucą ze starych kolekcji!! Zadziałało. Odłożyłam spodnie i opuściłam sklep.

Na zakupach byłam z siostrą mojego męża - standardowo już.
I standardowo po 2h łażenia robimy sobie przerwę kawową w Caffee Heaven.
Tym razem też, z małą różnicą: ona piła swoją latte grande karmelową a ja wodę.
Wystarczyły mi te wszystkie zapachy syropów i bitej śmietany. Było co prawda DZIWNIE, ale można przywyknąć.

Gorzej, oj znacznie gorzej, było w części restauracyjnej.
Wszystkie te zapachy i smaki, od których jestem uzależniona: soczysty whooper z podwójnym serem.. kurczaczki z KFC, nawet Big Mac :( :( :(  I jak się jest na diecie, to nie ma mocnych - wśród wszystkiego co Cię otacza widzisz TYLKO i WSZĘDZIE ludzi jedzących. Objadających się. Wszystko w zwolnionym tempie. Ehh...TORTURA!
Byłam dzielna, bardzo dzielna bo się nie skusiłam.

Wracając do domu naszła mnie jednak przykra refleksja: to nie ja rządziłam dotychczas tym co jem - to smaki i przyzwyczajenia rządziły mną :( I o ile jak się przekonałam mogę zrezygnować ze słodyczy (nawet mogę patrzeć na pudełko bombonierek i ich nie tknąć - serio!), to trudniej mi zrezygnować ze smażonego fast fooda. Odmówienie sobie tej "przyjemności" sprawiło mi dziś przykrość. I wmówienie sobie: co tam whooper, mam jogurt naturalny - nie wchodzi w grę..

Niemniej - trzymam się, a jutro 1szt dzień Smacznie Dopasowanej.



  • biedrona48

    biedrona48

    30 grudnia 2012, 12:05

    Zazdroszczę Ci,że w ogóle znalazłaś rozmiar pasujący na siebie. Dla mnie zakup spodni to istna tortura- nie dość,że jestem niska to mam grube uda :( . Co do jedzenia na mieście to rzeczywiście też jest tortura bo ciężko jest znaleźć miejsce gdzie można zjeść zdrowo a płacą mniej więcej tyle samo co np. w KFC

  • bedzie56

    bedzie56

    30 grudnia 2012, 09:59

    Gratuluję, powinnaś być z siebie dumna:)

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.