Zastanawiałam się nad tym dlaczego dopiero teraz mi się udało i postanowiłam spisać sobie to co robiłam źle. Wyszło mi akurat siedem punktów, czyli:
Siedem grzechów głównych, które notorycznie popełniałam próbując schudnąć:
1. Podświadome założenie, że się nie uda - tak, to najgorsze, co można sobie zafundować. Często szukałam wymówek typu: "taką mam budowę, schudnę ale na pewno nigdy nie będę szczupła". To bzdury!
2. Diety cud - to coś co sprawia, że po tygodniu, dwóch miałam dosyć odchudzania, czułam się wyczerpana, chciało mi się jeść i ciągle myślałam o jedzeniu. Skutek wręcz odwrotny od założonego. Takie diety może i przynoszą szybkie rezultaty, ale najczęściej dają tylko efekt jojo i wpędzają w depresję. Takie diety nie uczą nas zmiany nawyków żywieniowych przez co po zakończeniu takiej diety niemal zawsze wracamy do tego co robimy źle.
3. Zaczynanie od poniedziałku, przyszłego miesiąca, nowego roku itd. - często snułam plany jak to od następnego tygodnia będę się odchudzać i że to ostatnie dni na zjedzenie czegoś dobrego. W rezultacie objadałam się słodyczami, a po rozpoczęciu odchudzania zapał szybko mijał i dalej byłam grubaskiem. Zaczynanie czegoś w przyszłości to tak naprawdę tylko marzenia o tym jak kiedyś będzie pięknie. Aby zrealizować takie marzenie trzeba zaczynać "od dziś".
Lepiej powiedzieć sobie "dzisiaj zjem coś dobrego, ale w małej ilości, aby nie utyć" niż "muszę się dzisiaj porządnie najeść, bo od jutra się odchudzam".
4. Sama wiem co jest dla mnie dobre, potrafię ułożyć sobie dietę - to nie do końca prawda. Owszem, teraz kiedy znam już zasady i zmieniłam na dobre nawyki żywieniowe wiem co z czym jeść i w jakich ilościach. Potrafię skomponować sobie pyszny i sycący posiłek. Ale nie zawsze tak było. Wcześniej przy dietach zakładałam sobie, że na śniadanie jem np. musli z mlekiem lub jogurtem i starałam się jeść jak najmniej. Na początku bardzo pomogła mi pani dietetyczka. Bez niej nadal tkwiłabym w przekonaniu, że mam taką budowę i niewiele mogę zrobić. Nadal ponosiłabym porażki. Pieniądze wydane na dietetyka to chyba najlepsza inwestycja w moim życiu. Poza tym, że dowiedziałam się wiele ciekawych rzeczy, np. dlaczego jogurt 2% jest lepszy na śniadanie niż 0%, miałam jeszcze nad sobą kogoś kto kontrolował moje postępy. To pomogło. Dzisiaj już nie potrzebuję dietetyka.
5. Głodówka - po wielu przebytych głodówkach i dietach niskokalorycznych nie polecam. Nie dość, że podczas stosowania ciągle się myśli o jedzeniu, to później łatwo przytyć. Głodówki powodują także rozregulowanie metabolizmu, przez co jest potem trudniej zrzucać zbędne kilogramy.
6. Narzucenie sobie za dużego tempa - każdy ma swoje możliwości. Jeśli dotąd nie byliśmy aktywni fizycznie lepiej najpierw zacząć zdrową dietę, a ćwiczenia fizyczne dopiero później. Słomiany zapał i założenia typu "od jutra ćwiczę 5 razy w tygodniu" powodują, że człowiek szybko się zniechęca i traci chęć na odchudzanie. Już samo wprowadzenie zdrowego stylu żywienia jest na początku trudne i warto zacząć od tego. Jeśli nie lubimy ćwiczyć nie oszukujmy się, że polubimy. Po prostu przesuńmy to w czasie i zacznijmy np. od dwóch razy w tygodniu. Nic nam nie ucieknie, a nie ryzykujemy, że stracimy zapał i znowu nasze starania będą na nic.
7. Chcę schudnąć, bo chcę się bardziej podobać partnerowi lub chcę kogoś poznać itp. - to nie jest dobra motywacja. Aby odchudzanie było skuteczne musimy naprawdę tego chcieć, tylko wtedy odnajdziemy w sobie wystarczająco dużo silnej woli, aby codziennie walczyć ze swoimi słabościami. Odchudzanie się dla kogoś sprawia, że np. kiedy partner powie "nie musisz się odchudzać, bo dla mnie jesteś piękna i kocham cię taką jaka jesteś" motywacja nagle spada. Jesteśmy przez chwilę szczęśliwe tym, co powiedział partner, ale po dłuższym czasie znowu zaczynamy się zastanawiać czy mu się nadal podobamy i nachodzi nas fala smutku i przygnębienia. Zawsze odchudzajmy się dla siebie. Tylko tak damy radę!
To wszystko moje własne spostrzeżenia. Błędy jakie popełniałam i przed jakimi chciałabym przestrzec innych. Niestety jestem osobą, która zawsze będzie musiała walczyć o utrzymanie dobrej sylwetki, ale skoro mi się już niemal udało dotrzeć do mojej wymarzonej wagi, to zrobię wszystko, żeby ją utrzymać.
W piątek ważenie, mam nadzieję, że znowu zanotuję spadek.
szabadabada
17 lutego 2014, 10:06wow bardzo mądry i wartościowy wpis :) Spokojnie mógłby być artykułem na Vitalii i wszyscy by pisali- mądrze gada, polać jej! (wody mineralnej, oczywista ;D) ja się cieszę i Bogu dziękuję że ominęły mnie i diety cud i głodówki i wmawianie że taką mam budowę i nic się nie da- jakoś po prostu uczyłam się zasad dobrego jedzenia i powrotu do aktywności (do końca gimnazjum byłam bardzo wysportowana) chociaż do tej pory nie umiem podołać właśnie pułapkom jedzeniowym od czasu do czasu. Jedni nazywają to cheat day, ja to nazywam głupotą :D ide do sklepu- tu chałwa, tu ciastko- no jak nie kupić skoro takie dobre :D Na szczęście nie jest to zbyt częsty wybryk i częściej przywołuję się do porządku a potem z dumą wykładam zdrowe produkty na taśmę i jestem z siebie dumna :DD