Do wielkiego dnia zostały 104 dni.
W tym tygodniu 2 treningi biegowe po 6 km po plaży i wczoraj 6 km intensywnego marszu w terenie leśnym. Dzisiaj (o ile pogoda się nie załamie) planuję pobiegać, może kolejne 6 km wpadnie :)
Nie dostrzegam jeszcze zmian w sylwetce, i do tego pomimo takich całkiem intensywnych treningów waga stoi, a może nawet zaczęła rosnąć - chociaż to akurat z wiadomych przyczyn. Na szczęście za bardzo się tym nie przejmuję, teraz ćwiczę, żeby dotrzymać swojego postanowienia i przebiec Bieg Morskiego Komandosa, wszystko inne jest mniej ważne, a poprawa sylwetki na pewno też przyjdzie z czasem!
Mam za to totalne kłopoty z trzymaniem diety - wszystkie przepisy z czasów jak chodziłam do dietetyka dostarczają teraz za mało kalorii i sama już nie wiem, ile powinnam jeść, żeby przy tak dobranej intensywności treningów zachować jeszcze szansę na chudnięcie. Na razie walczę z napadami głodu :/ Może powinnam wybrać się do dietetyka w tych nowych okolicznościach... czy wystarczy dodać białko do diety?