Kochany pamiętniczku....;) zgodnie z przewidywaniami wieczór dnia pierwszego okazał się być klęską, ale od początku...
Zgodnie z obietnicą poza bananem i kawą na śniadanko przeszły 2 kromeczki mega zdrowego bardzo ziarnistego czarnego chleba z jajeczkiem na twardo i pomidorem, byłam tym tak napchana, że obiad zjadam przez rozsądek. Na obiad w roli głównej plastry fileta z kurczaka w przyprawie do kaczki po pekińsku (niech ta dieta ma smak;)) gotowana na parze, a do tego fasolka szparagowa i 1/2 torebki białej kaszy gryczanej poddane podobnej obróbce termicznej co kurzy cycek;). Połączenie porannego razowca i obiadowej kaszy oraz po drodze jabłka zaowocowało chyba przedawkowaniem błonnika ;) bo brzuch miałam wielki jak balon. Najważniejsze jednak, że o głodzie nawet nie pomyślałam. Początki opowieści są obiecujące prawda? Spokojnie... do czasu... Mam w domu 3 facetów, których trzeba nakarmić. W lodówce leżało mielone mięso, które przepoczwarzyć należało w kotlety, zatem jak pomyślałam tak uczyniłam i wieczorkiem na kuchennym blacie ukazało się 10 pięknych, dorodnych i taaaak smakowicie pachnących kotlecików.... A jako "kucharka wyborowa" nie dam przecież moim panom do zjedzenia czegoś, co nie wiem jak smakuje;) Tym sposobem w moim "brzuszku" wylądował kotlet mielony sztuk 1 ( niestety nie dało się przestać jak się już zaczęło go "próbować"). Tak, wiem... początki bywają trudne , wpadki się zdarzają itp itd. Niestety, zamiast grzecznie napić się zielonej tudzież czerwonej herbatki i iść spać, królowa siedział do nocy i stukała w klawiaturkę. Od tej ciężkiej pracy każdy by przecież zgłodniał, tak też było i w moim przypadku i tak znowu wpakowałam w siebie "coś", a dokładniej 3 kromki chleba proteinowego (przecież to takie zdrowe) z pastą rybną (pomijam fakt, że kupną, zapewne z gigantyczna ilością majonezu;)). Z pełnym brzuszkiem nie mogłam już zrobić nic innego jak tylko grzecznie udać się na spoczynek, żeby sadełko mogło się zawiązać:)
Ruchu jako takiego nie zaznałam, no chyba że spacer żółwim tempem w celu dostarczenia dziecia do placówki przedszkolnej ;)
Ale dzisiaj jest już lepiej, mam więc nadzieję, że nauczki dnia pierwszego zaowocują większym zdyscyplinowaniem.
PS. Dziś poza wspomnianym już spacerem żółwim tempem stanowiącym moja stalą "aktywność";) mam już na koncie spacer ok 1 godziny (tempem miarowym pchając przed sobą najmniejszego Króla) oraz uwaga.... 50 brzuszków:) Z góry dziękuje za gratulacje;)
reksio85
21 kwietnia 2015, 21:49rozkręcisz się :D
aska1277
21 kwietnia 2015, 15:20powodzenia
ekrol
21 kwietnia 2015, 15:24nie dziękuję żeby nie zapeszyć, ale na pewno się przyda:)