Chciałabym ponarzekać, ale nic na to nie poradzę, że powodu ku temu nie mam. Dzisiaj waga wskazała 67 kilo (i to pod wieczór), w limicie się trzymam, w pracy wszystko w porządku... No, po prostu nic nie znajduję co mogłoby być powodem do wyklinania siebie, świata i życia...
Jutro wyjazd...plecak stoi już spakowany (żarełko też w osobnej torbie leży). Za jakieś sześć godzin opuszczę moje (ukochane) miasto rodzinne, a za jedenaście przywitam naszą stolicę (liczę, że ona z tej okazji nie sypnie śniegiem, ani nie obleje deszczem (ze smutku, iż musi mą skromną osobę znosić).
Dzisiejszy jadłospis był dosyć monotonny, co wynikło z powodu musu wyjedzenia wszystkiego co mogłoby ulec popsuciu się przez ten (niedługi) czas. A wygląda on tak:
I Śniadanie: kawa bez cukru (500ml), chleb razowy żytni ze śliwką (2 kromki), serek naturalny 5% tł. (15g), pasztet sojowy (15g), kiełki soczewicy (25g), grejpfrut czerwony (75g), papryka czerwona (75g)
II Śniadanie: winogrono (150g), jogurt bez cukru (180g)
Obiad: makaron dwujajeczny (100g), sos boloński (150ml)
Podwieczorek: marchew (50g), jogurt owocowy o smaku truskawki z dodatkiem witamin i minerałów (250g)
Kolacja: chleb razowy żytni ze śliwką (2 kromki), serek naturalny 5% tł. (15g), pasztet sojowy (15g), kiełki soczewicy (25g), jabłko (150g), papryka czerwona (100g)
Chociaż może (jednak) taki monotonny nie jest. Jedynie kolacja stanowi ksero śniadania (i to nie w całości ;)). Chyba mam (dzisiaj) skrzywioną percepcje. Cóż, bywa. Podsumowanie powyższego spisu żywności to: 1182 kalorii.
Aaaa, zaczęłam ćwiczyć, aczkolwiek i bez tego dużo się ruszam (jestem osobą nie korzystającą z komunikacji miejskiej i za własny środek transportu robią mi moje nogi ;)).
varicella
27 stycznia 2011, 20:42udanego wyjazdu i wytrwałości w ćwiczeniach :)