Do czego miałam to ja się przyznać? Acha, już pamiętam. Nie omijam luster, ani odbić w szybach wystawowych, chociaż często nie bywam z nich zadowolona. Rzadko uśmiecham się do samej siebie widząc w nich swą postać, zwłaszcza gdy wzrok zjeżdża w dół i zauważam...wielkiego, ogromnego brzuchala.
Dzisiaj stałam sobie przed lustrem i w myślach krzyczałam: "kochane mięśnie pokażcie się. Po co tak się wstydzicie? Wyjdźcie na zewnątrz i zarysujcie się tuż pod skórą." A one? Nic, kompletnie nic. Siedzą złośliwce schowane pod tonami tłuszczu. Ech, ile jeszcze trzeba czekać na cud i czy się w ogóle na niego doczekam?
Tymczasem niczym wyrobnik pracuję nad brzuszyskiem. Zaliczony 20. dzień Weidera, dodatkowo 90. minut ćwiczeń na ramiona, uda, pośladki i...zgadnijcie na co jeszcze;)
Tak, tak...zgadliście. Na brzuch. Wiem, przewidywalna jestem :)
ewelinusek
1 września 2011, 23:05ja skończyłam kilka dni przed końcem właściwym, mój brzuch jakoś dziwnie zaczął wyglądać.. stwierdziłam, że to nie dla mnie. muszę spróbować 5 min abs. pozdrawiam.