Czuję się jakbym kolejny raz zaczynała od nowa, chociaż to kontynuacja ubiegłego tygodnia. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo spokojny w pozytywny sposób. Żadnych napadów, miałam poczucie, że to ja rządziłam jedzeniem, a nie ono mną. Dodatkowo zrobiłam fit zakupy spożywcze, co poprawiło mi humor.
Śniadanie to jaglanka na mleku z malinami i obowiązkowa zielona herbata. Zamiast drugiego śniadania wpadły lody z mamą na mieście - gałka zabajonych i gałka o smaku after eight. Niezbyt dietetyczne? Ja jestem zadowolona. Nie mogę obwiniać się za takie rzeczy :)) Po lodach, a przed obiadem wykonałam porządny trening: dodatek Chodakowskiej z fb x 4, 40 minut treningu z hantlami po 4 kg na jedną rękę i 20 minut interwałów na schodach. Obiad potreningowy to 1/3 torebki kaszy gryczanej, udko z kurczaka i ogórki kiszone. Wyjątkowo dietetycznie, dlatego że tym razem sama zajmowałam się tym posiłkiem, nie mama :) W ramach podwieczorku wymieszałam twaróg z jogurtem naturalnym i cynamonem, na wierzch dodałam maliny. Kolacja była wielką improwizacją - sałatka z pomidorków koktajlowych, szczypiorku, szynki, resztek marynowanej surówki ogórkowo-paprykowej ze słoika i pestek dyni. Do tego kromka razowca.
Jestem z siebie dumna. Czuję się świeżo, lekko i syto. To był dobry dzień. Każdy może taki być, bo jestem silna i wytrwała. A jedzenie to tylko paliwo, nic więcej :)
ZdrowieJestGit
7 sierpnia 2017, 20:54Brawo Ty :)