W końcu piątek. Jakiś ten tydzień był zakręcony. Dużo pracy, mniej trochę satysfakcji. Znowu kilka dni nie byłam na działce. A to zebranie, a to praca i jeszcze jakieś zmęczenie się przyplątało, chyba przesilenie wiosenne. W sobotę nadają deszcz, więc pewnie znowu nici z zaplanowanej pracy na działce, a czas ucieka.
Trzeba będzie zmienić plany. Pomyślałam sobie, że może trochę ogarnę zaległości z pracy i nadrobię zaległe z części tygodnia ćwiczenia. W taki deszczowy dzień fajny jest też relaks przy dobrej książce z filiżanką kawy i dłuuuuugi spacer. No i przecież trzeba zrobić zakupy na cały tydzień, żeby potem nie marnować czasu. Chyba zaplanowałam sobotę tak, żebym nie musiała powiedzieć, iż czegoś nie zrobiłam. Prozaiczne czynności jak pranie i sprzątanie też ogarnę, żeby w niedzielę poleniuchować :), a co w końcu raz na jakiś czas można też wszystko odpuścić i zabawić się w nic nie robienie :)
Marzy mi się znowu wyjazd w góry. Ciągnie mnie jak przysłowiowego wilka do lasu. Mamy jednak takie czasy, że z jakimś większym wyprzedzeniem nie da się niczego zaplanować. Chyba najlepszy jest spontan :). Masz możliwość, to pakujesz walizki i w drogę. Może w weekend związany z Bożym Ciałem? Hm, zobaczymy. Miejmy nadzieję, że w końcu pogoda się ustabilizuje i będzie można więcej czasu aktywnie spędzać na świeżym powietrzu.
Waga idzie w dół i to mnie cieszy, napawa optymizmem, iż uda mi się osiągnąć zaplanowany cel. Na tej diecie nie chodzę głodna, a posiłki są dość smaczne. Jeżeli mój organizm nie spłata mi figla i nie złamie mnie mój nałóg do słodyczy, cel uda się osiągnąć w całkiem przyjemny sposób :). Dzisiaj upiekłam sobie dwie porcje batoników owsianych, na sobotę i niedzielę, żeby nie marnować czasu i energii ( oczywiście elektrycznej :) ). Będzie się czym delektować i przy czym relaksować:).
Za minutę 24 i sobota, pora kłaść się też już spać. Oby było troszeczkę chociaż słoneczka dzisiaj :)