Od ostatniego wpisu minęło dwa tygodnie i przez ten czas nic się nie zmieniło.
Przed świętami brak czasu na ćwiczenia, tylko dieta. Która nie przyniosła efektów. W święta nie grzeszyłam za bardzo, jeden kawałek ciasta u babci, nie wiem czy nie skubnęłam kotlecika kawałek i w poniedziałek doznałam istnego szoku. 82 kg. Pomyślałam że już powinnam dostać okresu, po kolejnych dwóch dniach 83 kg, mimo diety i ćwiczeń. W środę już zwątpiłam, miesiączki brak, a waga rośnie jak szalona. Pierwsze co do głowy mi przyszło to ciąża. Stres zrobił swoje, byłam niemal pewna że na 9 miesięcy pożegnam się i z dietą i z miesiączkami. Ale przecież uważałam, pilnowałam się i ciężko było mi przyjąć to do wiadomości że mogę mieć czwarte dziecko.
W czwartek maż się domyślił i tylko mnie dobił głupimi żartami.
Ulżyło mi w sobotę, po negatywnym teście.
Od tej pory mówię dość, wczoraj przyszła gangryna i uderzyła ze zdwojoną siłą. Rano wstaję z uczuciem jakby poprzedniego dnia ktoś mnie skopał mocno. Czas ruszyć się do lekarza.
Waga z soboty 81 kg. Naprawdę nie wiem skąd to się wzięło ale wygląda na to że zaczynam od nowa.
jest mi z tym cholernie źle.
ha co do mojej diety. Zaczęlam prowadzić zeszyt.
po kolei wpisuję co zjadłam odkąd go ząłożyłam i uzbierąło mi się 25 różnych zestawów jedzeniowych, każdy kalorycznie nie przekracza 400 kcal, a większość jest ponizej 340kcal. uwzględniłam też ilość węglowodanów, białka i tłuszczy. Jeśli zjadam coś nowego dopisuję do listy a potem analizuję i przekreślam to co jednak do diety nie pasuje, menu planuję na dwa dni w przód.
Zrobiłam sobie też plan "Zero słodyczy przez miesiąc". Od 24 kwietnia wczoraj uległam pokusie zjedzenia kawałka ciasta, a od dzisiaj mam nadzieję że uda mi się zrealizować plan już bez wpadek.
Po przeliczeniu wychodzi że srednio zjadam 1000 kcal dziennie z czego węglowodany to do 150g, białko od 40 do 60 gramów, a tłuszcze 25-35 gram.
Mam nadzieję że metoda prób i błędów znajdę złoty środek dla mnie.