Kochany Pamiętniczku!
Nie wiem, czy powinno się powroty do odchudzania tytułować "Again". Ma to jakiś element nastawienia z góry na porażkę. "Znowu zaczynasz się odchudzać" = "Ile razy można coś zaczynać?! A może by tak dla odmiany raz coś skończyć? Osiągnąć cel i puchnąć z dumy?". Takie wewnętrzne głosy się we mnie odzywają, gdy powracam do Ciebie po latach milczenia. Długie to były lata i obfite w doświadczenia. I w jedzenie, ma się rozumieć, ponad stan. I tak jak regularnie przychodzi wiosna, tak ja regularnie postanawiam się w końcu raz na zawsze odchudzić. I niby nic w tym innego niż zwykle, a w cichości serca zastanawiam się, co jednak tym razem jest inaczej...
M.?
Na pewno, choćbym nie wiem, jak się tego zapierał, jakąś częścią siebie, chcę schudnąć dla M., żeby dołożyć do całego wachlarza moich zalet atrakcyjność fizyczną, żeby się z tego wywiązała miłość. Trochę śmieszkuję, a przecież jednocześnie piszę to zupelnie poważnie. I czuję ten twój wzrok, obciachu, na moim brzuchu (bo przecież dziś składam się wciąż przede wszystkim z brzucha, a dopiero potem reszty mnie). Ale ja się nie dam spłycaniu spraw. Miłość jest podstawą mojego powrotu. Miłość do mnie. Siebie chcę kochać najsampierw, kochać, czyli dbać o siebie. Troszczyć się. Dawać sobie dobro, w każdej postaci. I innym też, i dla M. także.
Przeraża mnie ta nowa droga. Starszy już jestem, głupszy, z już twardszymi niż kiedyś nawykami. A uparty jeszcze bardziej - to gdzie dojdę z takim arsenałem przeciwności?
No i w tym rzecz, że jako i ja, tego nie wie nikt. Czyli nikt nie wie, gdzie jest kres wędrówki. Sam muszę sprawdzić, jak bardzo odważny jestem i jak ciekawy światów, które poza utartym szlakiem. To może, myślę sobie, chyba dobrze jest wracać do punktu wyjścia, jeśli się wraca z tarapatów ciemnych, z mroków rozpaczy. To może dobrze jest wrócić na gościniec, który każdy zna, na którym gwar i harmider dusz, wśród ktorych część przyjazna i życzliwa, i może wskazać drogę właściwą dla mojego prawdziwego potencjału... Nie jestem ani myszą, jak zawsze myślałem, ani Prosiaczkiem, za którego czasem brali mnie niektórzy bliscy. Lwem jestem tęczowym, królem, który - choć do tej pory żył samotnie i tylko sam dla siebie - coraz częściej zauważa, że tym królem być może i może porwać ze sobą (tak, ze sobą, nie za sobą, bo jam zawsze tylko primus inter pares) całe stada! Więc nie ma co się bać powrotów, które przecież wyznaczają kierunek dalszego marszu dla niesfornego lwiego wagabundy.
A ja przecież właśnie wróciłem. Do siebie.
fit_gocha
24 sierpnia 2022, 13:10Super, że jesteś. Ja też tu wrocilam.. już nie wiem który raz;) Powodzenia i wytrwałości!
Bajbajka2022
24 sierpnia 2022, 07:55Trzymam kciuki, nie ważne ile razy upadniesz, ważne, żeby za każdym razem się podnieść :)
ognik1958
23 sierpnia 2022, 19:28Witamy na pokładzie powroty marnotrawnych synów vitalki to normalka no może córek bo.. facetów co na lekarstwo a to inne i spojrzenie i działanie. Hmm o centymetr niższy ale na początku znacznie cięższy ale cóż wiele kg już za mną a bywało ciężko nie powiem rok zalałem by było Oki a potem... ta wieczna kontrolą i wyciski jak zaszło za daleko... O jeden most za daleko no może o jedną wpadkę... Ale wiesz jak ma się pod kontrolą cały bilans nie straszne wpadki na imprezkach bo zawsze można podgonić w kolejny dzień tygodnia.. A już na pewno sobota, niedziela marsz z kijami te 15 km . Czyli u mnie jak na budowie raporty co tydzień z poprzedniego nie ma zmiłuj trza w prawdzie i czytelnie... ZRESZTĄ JAK NIE BYLESWPADNIJ NA MOJĄ STRONKĘ... MOŻE CI PRZYPASI Powodzenia TOmek👍😜