Cześć :) Dzisiaj jestem z siebie bardzo dumna ! :)
jedzenie: zdrowo, warzywa, węgle, zdrowe tłuszcze i białko - bez wpadek żywieniowych... powoli odchodzę od mozolnego podliczania kcal, bo szczerze mówiąc mam już dość duże rozeznanie co ile czego zawiera i jestem w stanie szacować to mniej więcej na oko + szkoda mi na to czasu + staram się MNIEJ ŻREĆ i chciałabym żeby takie odżywianie stało się moim sposobem na życie a nie codziennym obowiązkiem, czego sobie nie wyobrażam chodząc non stop z kalkulatorem w dłoni :)
ćwiczenia: 236% na zegarku, przed 16 pojechałam na siłownię, na bieżni zrobiłam 30 minutowy bieg - nie morderczy, wręcz przeciwnie, 30 minut w tempie 8km/h co jest dość lajtowe, ale wierzę że jednak ma spory wpływ na spalanie skoro moje tętno utrzymywało się w wysokich strefach (śr. 167 uderzeń/min). ; następnie ćwiczenia siłowe - tutaj ukochane przysiady ze sztangą, ćwiczenia rąk z hantelkami, brzuch i deska (po tym jak zauważyłam jak skacze mi tętno przy desce postanowiłam robić ją za każdym razem gdy ćwiczę), jakieś rozciąganie i tyle... trening siłowy zajął w sumie 21 minut i pojechałam do domu zadowolona, bo dzienny cel dumnie osiągnięty. Siadam na łóżku odpalam serial (już pod wieczór) i czuję mrowienie w tyłku, coś w stylu "aaaa skatowałabym jeszcze pośladki czy coś" i stwierdziłam, że nie mam dość i zrobię coś jeszcze. Odpaliłam Chodakowską - killera i przećwiczyłam z nią w słonych łzach 30 minut jej treningu. Mega dużo kcal spala w porównaniu ze skalpelem, co jest oczywiste z uwagi na charakter treningu. I myślę, że starczy na dzisiaj. Podsumowując, spaliłam dzisiaj dodatkowe 815 kcal, absolutny rekord :) Jest GIT :)
przemyślenia: Wiecie co? Bardzo, ale to bardzo chciałabym stanąć już jutro przed lustrem i zobaczyć nową wymarzoną siebie - szczuplejsze uda i brzuch, umięśniona pupa i ramiona, ale... myślę, że połową sukcesu jest pogodzenie się z myślą, że efekty nie przychodzą szybko. Od tej chwili nie chcę ćwiczyć dla efektów, bo one będą, przy okazji. Chcę ćwiczyć dla siebie, bo jestem coraz starsza i z każdym rokiem będzie coraz ciężej utrzymać aktywność fizyczną. Bo jestem coraz bliżej prawdziwego dorosłego życia, siedzącego trybu pracy, większej liczby obowiązków i bez odpowiednich nawyków nie zdołam utrzymać zdrowia na takim poziomie na jakim bym chciała. Nie chcę już dłużej noworocznych postanowień "do lata - 2 kg", chcę żyć w zgodzie ze swoim ciałem i nie maltretować go raz do roku porywami słomianej motywacji. Nie zrozumcie mnie źle, nie jestem taka beznadziejna, moje ciało nie wygląda najgorzej i potrafię się motywować, ale nie o to chodzi żeby robić ze zdrowego trybu życia jakieś coroczne eventy, chcę po prostu tak żyć. Ten cały zegarek, o którym Wam pisałam, trochę śmieszny hipsterski gadżet uświadomił mi jedną ważną rzecz - ZA DUŻO SIEDZISZ, NIE CHODZISZ NA SPACERY, RUSZ DUPĘ BO KREW W TWOIM CIELE SŁABO KRĄŻY, DO KITU DZIEŃ NIC NIE ZROBIŁAŚ. I to jest smutna prawda! Wystarczy obejrzeć kilka seriali, posiedzieć na Vitalii, fejsie, insta, gdziekolwiek i życie po prostu ucieka, zdrowie ucieka, młodość ucieka i tylko te pieprzone kilokalorie nie uciekają ;)
Tak trochę patetycznie na koniec, ale musiałam z siebie wyrzucić te słowa :) Trzymajcie się Kochani, buziaczki i samych pozytywności :)
angelisia69
14 lutego 2017, 08:50oj tak nazbytnie skupianie sie na jedzeniu jest mega meczace i prowadzi do zaburzen,wiem po sobie bo mam to za soba :( kilka lat z zycia ucietych,no bo jak gdzies wyjsc skoro trzeba zjesc o tej i o tamtej dokladnie co do godziny i przygotowac juz kolejny posilek.Fajnie ze zegarek sie sprawdza a nie tylko ladnie prezentuje ;-)
CookiesCake
13 lutego 2017, 23:24WOW! Niezła ta aktywność ! SZACUN!! ;)