No, daję słowo!. Naprawdę!
Bo poniedziałek był do kitu. Nudny, nic-dobry, smutny, no, w ogóle do doopy. Co prawda rano waga pozytywna, ale nie tak, żeby podskoki do góry.
Więc poniedziałkowym wieczorem, żeby innych nie zarażać złością i smutkiem, zaległam w kuchni. Wydłubałam z lodówki zaległego walentynkowego, taka jego mać, szampana. Zaniosłam dwa kieliszki córce i PanuiWładcy, po 1 kieliszku na twarz. Oglądali pierwszych Blues Brothers, wesołki...
Reszta bąbelków dla mnie! dla mnie! Usmażyłam sobie kaszankę. Bez cebuli... oni są nienormalni, ci moi, zbiorowo kochają cebulę. Ja nie. Więc kaszanka była bezcebulowa, za to z pieprzem takim, co w trzewiach jeszcze zionął. Popijałam tę skwierczącą kaszankę wytrawnym szampanem.
PYCHOTA!!!
Same/sami spróbujcie. Być może zestawienie jest nieeleganckie... szampan za dwie stówy i plebejska kaszanka.... hihi, domowa wersja kuchni fusion.
Potem popłynęłam; znaczy promilowoprocentowo też, ale głównie żarełkowo. Wciąż w klimatach kuchni fusion. Super śmierdzący i rozpływający się pleśniowy ser i staropolski chlebek, taki lekko zeschły i kruszący się. Pyszne!
Poranna waga wtorkowa miała swoje, zdecydowane negatywne, zdanie o nocnej rozpuście. Pieprzyć wtorkową wagę! To żarełko było takie pyszne... I w końcu, razem z całym poniedziałkowym dniem i napojami % zassałam ciutkę ponad 1800 kcali. Dużo, ale to przecież nie kompuls. Po prostu było smacznie.
No, dobra, wtorek dietetyczny. 2 kromki smarowane mgiełką smarowidła, wędlina beztłuszczowa, sałata bez oliwy i pomidor na 1 i 2 śniadanie. Kaszanka i chlebek i pomidor na obiad. Ach, i jeszcze 4 skwarki od ich pierogów ruskich. I napitki. W sumie wtorkowo zassane 1411 kcali.
O 23 wyszłam na szuflowanie. W ciągu 35 minut zrobiłam conocny przydział. Bo odwilż.
Jeszcze mnie nosiło. Poszłam i zrobiłam ścieżki nowe przy przychodni. Bo sobie pomyślałam o tych staruszkach płci obojga, co rano biegną, zasapani, o kulach, z zadyszkami... byle być wcześniej w kolejce do rejestracji; w kolejce do otwarcia przychodni. Oni, daję słowo, co niektórzy, przychodzą 2 godziny przed otwarciem podwojów przybytku zdrowia. Więc niech im trasa sprintu od przystanku kabanów do drzwi będzie jutro łatwiejsza.
Cisza w domu. Synalek śpi z wnuczkiem.
Córka śpi w kotem. Chyba śpią... bo coś czarnego przebiegło chwilę temu po mieszkaniu, tocząc kulkę z papieru toaletowego... pazurami drapało... więc to kot się obudził albo to tylko koci duch grasował.
Pan i Władca śpi sam. Chyba. Nie kontroluję jego snów. Już mi się nie chce.
Jeszcze jakiś pasjans. Jeszcze poczytanie kilku vitaliowych pamiętników. Słuchawki na uszach, akurat teraz Enya, w tivi Discovery szemrze.
Spójrzcie za okno! Kalendarz mi mówi, ze za 5 tygodni ma być wiosna. Niemożliwe?...
PS
Muszę jeszcze kiedyś powtórzyć tego szampana z kaszanką
atropinka
19 lutego 2010, 20:57Teraz zajęło honorowe miejsce na drzwiach lodowki i trzyma mnie w ryzach:)
DuzaPanna
19 lutego 2010, 11:48ale w życiu mi przez myśl nie przeszło, żeby z tej okazji jeść pączki :D za to w miniony czwartek jednak dobiłam do 5 ;)
jolanta.jola
19 lutego 2010, 07:54bardzo oryginalna kobitka z ciebie!
zarowka77
18 lutego 2010, 13:08a czmu tak pozno zaczelam sie odchudzac? bo dukana nie znalam, myslalma, ze chuda jestem, a jak ktos na diecie to , ze sie głodzi,, a ja glodzic sie nei umiem i liczyc kalorii nei umiem, a poza tym myslalam,z e jak mam rozmiar 44 to taka mam byc, i ze dopiero w trumnie bede koscmi..... a to odchudzanie to fajna sprawa.... NIGDY si enie odchudzalam, samoistnie nieswiadomie chudlam pare kilo, zeby potem samoistnie i bezmyslnie wrocic do swojej wagi i tak od dzisieciu lat bujalam sie w granicach 79-85 kg i do łba mi nie przyszlo, ze moge sie wychudzic, ale to co ludzie robia na vitalii przechodzi wszelkie granice, chdna po 20-30-40-50 kg.... szok i calkiem inaczej wygladaja, jak nowi ludzie;)) to i ja tak moge;)
malgocha0411
18 lutego 2010, 08:52chodzi o tą kaszankę i szampana...a co do wiosny chyba tak szybko nie nadejdzie...
katprzlud
17 lutego 2010, 22:57No kochana takiej mieszanki to ja jeszcze nie kosztowałam, najważniejsze, że Ci smakowało. A dystans zwiększyłam chyba na początku grudnia, ponieważ miałam wysoki cukier i lekarka oprócz oczywiście odpowiedniej diety i leków kazała mi zwiększyć aktywność fizyczną. I tak mi zostało. A z tym odsnieżaniem to jestes niemożliwa. Ja też czekam już z utęsknieniem na wiosnę. Pozdrawiam :)))
renianh
17 lutego 2010, 21:41Świetna jesteś z tym odśnieżaniem .ja dziś widząc te zwały sniegu i mając Ciebie na myśli mówię do męża :jakbym miała szuflę to sama bym tego śniegu trochę posprzątała .popatrzył na mnie dziwnie i mówi : ja mam w piwnicy szuflę ale jak sobie miejsce na samochód odgarniesz to i tak zaraz ktoś ci wjedzie.Wyjaśniłam mu że nie o miejsce mi chodzi ale o odśnieżanie tak w ogóle .Ucieszył się i powiedział a wiesz że ja też bym sobie z przyjemnością po odśnieżał .Póki co jednak jest olimpiada i TV non stop.
patrycja33
17 lutego 2010, 20:56mam nadzieję że masz rację jeśli chodzi o śledzie!! A szampana bym sie napiła teraz .....
sylwekw7
17 lutego 2010, 19:53...platki sniadaniowe kusza, a to one maja najwiecej kcal, bo sa slodkie... dobrze, ze sie powstrzymalam i zjadlam tylko maja porcyjke :) pozdrowionka :)
alkapisz
17 lutego 2010, 19:49ale to zadnych wyrzutów nie mam,.jak mam ochote to cwicze,w żadnym razie nie zmuszam sie jak mi nie idzie.....wiem,ze wykonywanie czegos na siłę daje odwrotny skutek..narazie mam checi i pałera na ruch i daje z siebie wszystko.. ;-)
melefretete
17 lutego 2010, 19:42Na dole zdjęcia jest maly dopisek że połowę oddałam mężowi ;)
uleczka44
17 lutego 2010, 14:21szampan jest dobry na wszystko, na smutki, radości, samotność i na szczęście. Z kaszanką powinien działać jak forte. Ale skoro było jeszcze odśnieżanie to nie całkiem tak podziałał. Dobrze jest zrobić coś pożytecznego dla innych. To uspakaja, odpręża. Życzę Ci lepszych dni.
sikoram3
17 lutego 2010, 12:53do celu jade ...najpierw do 59.500 ...potem dalej ...Pozdrawiam.
baja1953
17 lutego 2010, 12:28Wpis, a zwłaszcza podany w nim opis cudnej uczty rewelacyjny;) Uśmiałam się serdecznie... I ta Twoja nocna praca: szuflowanie... Deptanie ścieżek z dobrotliwą myślą o staruszkach....Jesteś ...fajna, wiesz? Mając taki zestaw ćwiczeń zimowych nie dziwie Ci się, ze wybrzydzasz na rowerkowanie w miejscu... Faktycznie, masz inne ćwiczenia ogólnorozwojowe:) Mój mąż widząc mój zapał w ćwiczeniach przemyśliwuje nad spożytkowaniem tej energii, którą produkuję... Może jakiś mały generator, albo coś podobnego...Strasznie żałuje tego"bezsensownego" wysiłku:) Zimę białą, śnieżną , cichą i tajemniczą bardzo lubię...Ale...Nie lubię zimy brudnej, czarnych kup usypanych na parkingach, wąskich chodników, wąskich jezdni, błota śniegowego i tego wszystkiego co takie brzydkie, brudne i..bleee Cmok:)
wiosna1956
17 lutego 2010, 12:25łoł kaszana z szampanem , ciekawe połączenie takie lubię , te cukierki to mój K - powkładal do dużych mich i są na każdym stole co by go nie kusiło palenie , aja biedna co ? - ale ja ? buziaczki
jendraska
17 lutego 2010, 12:25to jakaś terapia, kara czy sport??? Nie powiem bardzo przydatna ale jak będzie wiosna to co będziesz ćwiczyć;))) Pozdrowionka:)
ewka69
17 lutego 2010, 11:30Odrobinę szaleństwa nie zaszkodzi,kawior zastąpiłaś rodzimą kaszanką,super.A co do moich ciuchów,to kupuje obcisłe i górne części,więc jak schudnę,będą akurat:))
nenne29
17 lutego 2010, 11:27Chyba się nie dziwię tej dozorczyni, odśnieżanie to przecież ciężka robota, a 7 godzin dziennie to już naprawdę niezły wysiłek. Do tego trzeba po prostu więcej osób - wtedy idzie szybciej i na każdego wypada trochę mniej pracy. Poza tym ja myślę, że gdyby w naszym narodzie był bardziej społeczny duch, to wspólnymi siłami można by lepiej odśnieżyć, jakby tak każdy dobrowolnie trochę poodśnieżał, ale zazwyczaj się nikt nie kwapi. Ja zawsze jak wychodzę na parking - to tam jest do dyspozycji taka "ogólnowojskowa" szufla do odśnieżania i staram się przy okazji odśnieżania swojego samochodu zawsze poodśnieżać jakieś dodatkowe kawałki chodnika czy placu. Na następną zimę to chyba sobie kupię własną szuflę i będę wychodziła pomagać dozorczyni.
dziejka
17 lutego 2010, 10:43szampan to taki napitek ze do kazdego nastroju pasuje.Podziwiam za szuflowanie ja nienawidze tego zajecia i unikam jak diabeł swieconej wody.Powodzenia i duzo usmiechu na środę
beacia41
17 lutego 2010, 10:28z szampanem jeszcze nie łaczyłam ale... podana na patelni przy swiecach z mrożonym szampanem może byc gwoździem romantycznego wieczoru:))))) muszę spróbować :)