Na przywitanie podniósł mnie i moimi nogami radośnie zamajtał. "Ach, jak teraz łatwo i przyjemnie Tobą huśtać". Skromny uśmiech wykwitł na mym ust pąsie. Tylko jedno kilo. Ale wizus mój inny. I niespodziewana frajda dla Pana i Władcy. Tężyzną muskułową mógł się popisać, majtając żoninymi nogami.
A potem wieczorem drobne słowa. Trochę więcej złych słów. (no, przecież nie będę siedzieć cicho jak mysza). Znacznie więcej złych słów.
I gula w gardle. I wzajemne obrażenie. Nie dojdziemy, czyja wina. To nieważne. Tylko ból. Mój. Jego też.
Osobne łóżka. Osobny sen. Bez ciepła drugiej głowy na poduszce obok. Bez lekkiego śródsennego przytulenia na chwilę. Bez bezpieczeństwa drugiego oddechu w nocnej ciszy.
Poranne błagające, smutne, przepraszające oczy. Nagus niewyspany klęczał przed-świtnie koło mnie, śpiącej w pokoju córki. Kot mu się ocierał o ... nieważne ... i łaskotał... odbierając powagę chwili.
Niepotrzebne. Te przeprosiny.
Bo... "za późno na przeprosiny, Mój Słodki Książę. Już Ci wybaczyłam".
Ale ... przepraszam nie wystarcza. Za którymś razem "przepraszam" to za mało. Przeprosiny nie zawsze mogą wszystko naprawić. Są słowa, które w duszę zapadają. I na zawsze jesteśmy skazani na ich pamiętanie.
Wagowo - gorzej. No cóż. Ser śmierdzący taki był smaczny nocą. I ciabatka. Chyba jedna, nie pamiętam dokładnie. Może dwie. Albo tylko półtora. Przez mokre oczy nie dojrzałam, ile kroję. I resztka lodów mulionowych. Teraz w zamrażalniku zostały tylko czekoladowe z kawałkami czekolady. Takich to nie wyżeram łakomie.
Zastanawiam się na rowerem. Ale ból duszy odebrał radość każdej aktywności. Nie bardzo mi się chce.
Koncowa
29 maja 2010, 08:37że nie ma między wami w ogóle kłótni, spięć, afer, awantur, uszczypliwości, tylko miłość, słodzenie, motylki i obłoczki... Nuda co? Ja tam jak się pokłócę z mężem, to czuję że żyję, że nasz związek żyje, no i czuje, żę jesteśmy razem, ale też osobno - jako jednostki, które mają coś do powiedzenia. Wychodzi pewna równowaga... Chciałam Ci powiedzieć, że kłótnie są potrzebne, chociaż mniej przyjemne od chwil romantycznych... Przecież to wiesz. Mądra babka jesteś. Acha, no i jak sobie czlowiek przeanalizuje na sucho przebieg kłótni, to w 80% oponentowi nie chodzi o Ciebie, tylko o siebie, coś go w jego duszy uwiera, a nie w Tobie, to nie ty powodujesz jego złóść, tylko on sam przez to jak postrzega Twoje zachowanie. Jak mój mąż jest nerwowy i zaczepny to sobie powtarzam:"It is not about me" . Ale pomądrowałam i fizolowałam :)
Melisana
27 maja 2010, 21:52mimo wszystko. "gdy emocje juz opadną jak po nagłej bitwie kurz Gdy nie można mocą żadną wykrzyczanych cofnąc słow(...)" Co do powodzi to jedna rzecz mnie wkurwia. Czy naprawdę nie można było temu zapobiec? Przecież każdy wie,że lapiej zapobiegac niż leczyć, prawda? Może Warszawie bardziej przydałoby się pogłębianie dna rzeki ewentualnie jakiekolwiek inne środki zapobiegawcze nizli taka na przykład "Świątynia Opatrzności Bożej".To jedynie takie moje skromne zdanie podyktowane po części moim totalnym antyklerykalizmem. Pozdrawiam
DuzaPanna
27 maja 2010, 13:14i bieżnia i orbiter też. Ale czy pan trener się przyzwyczai, że ja zawsze taka czerwona jak się tylko trochę zmęczę? bo ja tak mam od zawsze, że się robię czerwona szybciutko, zanim zdążę się spocić ;)
rozaar
27 maja 2010, 11:16czasami niepotrzebnie wypowiadane.W czasie takich kłótni powinno paraliżować jęzory.
bbbbwro
27 maja 2010, 00:31spokojna o Was jestem. Tyle emocji, tyle uczuć. Może i się powściekaliscie na siebie, ale ani śladu w tym mijania się na zimno lub z lekką (bądź większą) niechęcią. Piękne to. Będzie dobrze. Aaaależ mi narobiłaś ochoty na śmierdzący ser, na vitalii powinno się wykropkopywac pokusy!
joanna1966
27 maja 2010, 00:00Jolu, dziecko drogie, przecie to wiesz, więc tylko przypominam...MINIE. i słowa, i poranny kac po separacyjnej nocy i złość, gniew i uraza - MINIE. Panta rei. I owszem chciałoby się zatrzymać co ckliwsze, urokliwsze i najznamienitsze chwile, ale cóż na tym chyba polega ich urok, że "przepływają". Korzyść z tego taka, że te najpaskudniejsze odpływają w siną dal. A propos...codziennie lecimy na warciańskie wały (ok. 6km) - u nas kulminacja w piątek/sobotę. Jakby co na wzgórze nie sięgnie, co najwyżej odetnie nas od zapasów. W niedzielę też miałam "ognistą" dyskusję pt. czy rzeka płynie powyżej poziomu morza, mało brakło a w zacietrzewieniu polecielibyśmy mierzyć...Aaaa! jak nie wiadomo o co chodzi to albo chodzi o seks albo o pieniądze.
skorpionela
26 maja 2010, 23:11sprawdzić czy się 'zastanowiłaś" nad rowerem, chyba jednak nie poszłaś, ale mimo wszystko mam nadzieję, że jest już lepiej.
kitkatka
26 maja 2010, 22:54trzeba dla zdrowotności naurągać sobie. Związek bez emocji jest chory. Jakie to są lody mulionowe? Pozdrówka
jerne
26 maja 2010, 22:28Eh, eh. Zaskakuje mnie fakt, ze tak bardzo kochacie sie ze swoim mezem. Rzadko sie zdaza tak trwale uczucie i zycze ci, zeby nie zniszczyly go zadne klótnie i nieporozumienia ;*
mikrobik
26 maja 2010, 20:35Chyba każdy o czasem przeżywa. Jeśli nie za często, to jest ok. Ja w sobie wyrobiłam mechanizm obronny wyrzucania z pamięci takich złych chwil. A poza tym ja nie potrafię się gniewać dłużej niż jeden dzień. To chyba też niedobrze.
sezamek68
26 maja 2010, 19:12nareszcie( qwa )prawidłowa reakcja.;-)
iglaigla
26 maja 2010, 16:05tak blisko a tak daleko, kazdy to zna kto ma ta bliska osobe
monimoni27
26 maja 2010, 15:49teraz ja Cię utulam, ucałowuję, ramię nadstawiam, cobyś mogła osuszyć twarzyczkę i zetrzeć rozmazany tusz, potem dłoń Twą ujmuję i ciągnę na werandę z daszkiem i schodami na ogród, drewnianą. tam siadamy w wiklinie i powoli sączymy co która lubi, na stoliku lapek, śmiejemy się z Haanyz i pieprzymy farmazony, trzy po trzy. I już Ci lżej troszkę. Ból łatwiejszy do zniesienia. I mój też, bo mogłam Ci an tej werandzie opowiedzieć moją historię... Buziaki kochana.
toperzyca
26 maja 2010, 15:06wredną mu ludzie mamy naturę...głupio skonstruowane mózgownice...wybaczyć potrafimy bez zająknięcia...ale wymazać z pamięci na wieki wieków...nie da się....smutne...bo to wybaczone przypomina się w najbardziej niepotrzebnych momentach... mimo wszystko życzę miłego dnia...i sklerozy (takiej ukierunkowanej)... Ps. Raz jeszcze dziękuję za rady pęcherzowe :)
tulip24
26 maja 2010, 14:47Jakby jeszcze parę dni niepogody było to może bym i na odwrót zrobiła, ale pies na dworze, to dobry pies :)
kasiapawelskameede
26 maja 2010, 14:00rower to dobry pomysl:-) nabierzesz wiatru we wlosy, zdystansujesz sie i na duszy bedzie lzej. czasami nie warto pamietac....
anna.helena
26 maja 2010, 13:46i takie dni bywają:)))) ale po nich nastaje słonko .... zaraz wyjrzy i u Ciebie zza chmur ........ powodzonka
bebeluszek
26 maja 2010, 13:38i glaszcze po glowce..i ciagne cie za reke na spacer.....zeby pomyslec, odetchnac, spojrzec w dal...a potem wrocic i zaczac od nowa. cmoki w czolko!
jolaps
26 maja 2010, 13:33Złe słowa często są gorsze niz nióż wbity w pierś. Rany są głębsze. Skoro juz wybaczyłaś i widzisz dobra wolę to może ...." placek zgody i pogody" rozwiąże problemy i ztrzyma hustawkę emocjonalną. Kiedyś była taka bajka dla dzieci o tym placku. Wypróbowałam. Działa. Pozdrawiam.
sezamek68
26 maja 2010, 13:30dwa ostatnie zdania....wyjęłaś mi spod klawiatury.To właśnie to.Ten stan znienawidzony.