Tych zamkniętych lotniskach.
Poligonowych.
Po_poligonowych.
Proradzieckich.
Na jednym takim zamkniętym obszarze mamy znajomego. Pan Czesław jest ochroniarzem na lotnisku poligonowym. Nieczynnym. Nieużywanym znaczy. Pod zachodnią granicą.
A my mamy w miejscu jego pracy interesy firmowe. Więc często tam jesteśmy, głownie mój mąż. Bardzo się lubią, mój Pan i Władca z panem Czesławem.
Dzisiaj się widzieli.
Dostałam prezenty. Grzybowe.
Pół kilo suszonych rydzów. 4 kilo rydzów surowych.
Ponad 3 kilo suszonej mieszanki, to drobne grzybki. Podgrzybki i prawdziwki.
Ponad 15 kilo grzybów świeżych. Głownie podgrzybki. Ale i czerwone kozaki i prawdziwki też są.
Ach, i wiaderko, takie jak po farbie, podgrzybków do marynowania.
Przy czym wszystkie grzyby są wstępnie oczyszczone. A te podgrzybki to tylko same łebki.
Mam, w firmie wycięte, takie wsuwane blaty z blachy perforowane. Wsuwane do piekarnika kuchenki. W tej chwili w domu tak oszałamiająco pachnie. SUSZĄ SIĘ !!!! Jedna blacha łbów podgrzybkowych. Jedna blacha prawdziwków, wreszcie w tym roku nie będę musiała kupować przed Wigilią. Jedna blacha kozaków.
Rydze w lodówce... jutro na patelnię.... Mniam.. tylko rano po masło klarowane muszę pobiec.
Pudła z grzybami na balkonie... czekają na świt.
Acha, i jeszcze kilogram grzybów zamrożonych po obgotowaniu. Już w zamrażalniku. Drogę spędziły w objęciach prywatnego koca pana Czesława.
Ja lubię grzyby. Lubię je jeść pod postacią wszelką.
Ale przyznam się, że gdy zobaczyłam wkraczającego w progi domu Pana i Władcę z tymi wielkimi grzybowymi tobołami, to rozważałam dwie możliwości.
Albo go obsobaczyć. Za ilość.
Albo zwiać z domu.
Ps vitaliowe
Przedpołudniowe 10 i pół km na patykach.
Wchłanianie ograniczone bardzo, bo mnie stres zjada. Moja mama wylądowała w szpitalu. Kolejny raz. Niekontrolowane nadciśnienie. Znaczy za mało kontrolowane. Małemu dziecku to bym sprała dupsko w takiej sytuacji, ale jak przemówić do rozumu radiomaryjnej kobiecie w wieku osiemdziesięciu lat???? Ona i tak wie wszystko lepiej!
Pewnie jutro ją wypiszą.
galaksy
16 września 2010, 08:52Nie lubię tylko smażonych za mocno. Ja też chyba bym myślała o zwianiu z domu. Sama nie chodzę na grzyby i mój mąż jakoś też nie może się wybrać. Więc kupiłam suszone w supermarkecie.
cecylka1989
16 września 2010, 08:39lubię grzybów. nie lubię ich jeść, zbierać a tym bardziej obierać :) jedyne co lubię w grzybach to zapach :)
dziejka
15 września 2010, 23:41najwięcej rydzów zbierałam na mazurach ,stare czasy byłam o trzydzieści lat szczuplejsza.Dawno rydza nie widziałam na żywo
baja1953
15 września 2010, 17:39Zazdroszczę grzybów;) Sama zbieram, przetwarzam i ..nigdy nie mam dość... Twoich prezentów zazdroszczę!! Najbardziej rydzów, bo rydze to chyba pamiętam z dzieciństwa...odległego...Emwuwu ma chyba rację, bo też słyszałam o szalonych, obfitych zbiorach na terenach opuszczonych lotnisk radzieckich... Ciekaweee. Ale i tak chciałabym takie grzyby:) Wczoraj dzień konia, a dziś wieloryba... Wszystko jest mi ciasne i opięte...Szlag by to trafił.. Cmok:)
kitkatka
15 września 2010, 16:49nie wolno dawać mleka bo dostaja sraczki i wykańczają się z niedożywienia. Twarożek, jogurt kefir tak. Twoja Mama leczy się tak jak moja. Lekarstwa leżą w szufladzie a jak ciśnienie wariuje to"nie pomagają". Na szczęście moja matka nie jest kościelna ale też wie wszystko najlepiej. Dobrze, że mam wymówkę swojego ledwo żywego samopoczucia to przynajmniej mnie nie przegania. Ale wymaga domysłów i adroracji. Koszmar. Dzisiaj czeka mnie niestety wizyta u niej. Już mam telepki nerwowe. Niemniej dużo zdrówka dla Twojej Mamy. Ja juz nie pamiętam jak rydz wygląda na żywo. Pozdrówka
bebeluszek
15 września 2010, 15:46ty to masz wtyki! przywiez tych grzybow do ciechocinka co???? za mame trzymam kciuki! koniecznie! choc niereformowalna, jak widac kobieta. ciebie utulam! a jak jolu paszczeki nie otwierac???? moja ostatnio strasznie niesubordynowana. weglowodanowo zwlaszcza. i jakos nie umiem jej wytolkowac, zeby sie w koncu zamknela. jakas ulomna jestem chyba. cmoki przedwyjazdowe!
joannnnna
15 września 2010, 14:03u mnie tez szalenstwo grzybkowe panuje - tyle, ze ja takich prezentow nie dosteje... sama ide do lasu, sama zbieram i sama to pozniej przerabiam... o dziwo w pozniejszym czasie do konsumpcji amatorow nie brakuje tylko jakos tak dzwinie chetnych do ppracy przy grzybach znalezec... wlasnie czekam na kolege i ruszamy w las - pieknie popadalo, cieplo tez bylo wiec wyprawa musi zakonczyc sie sukcesem !!!
hezof
15 września 2010, 13:38w pierwszej kolejności dziękuję , że przyjęłaś mnie do Twojego, bardzo licznego grona znajomych ale sądzę , że w ostatnich dniach ta liczba sie Tobie znacznie powiększyła, jest fajnie, swojsko,fb zniknął z naszych pamiętników a ja przywróciłam moje prawdziwe dane , z ponownym wstawieniem zdjęć się jeszcze wstrzymam, dziękuję za Twoją inicjatywę i cieszę się, że Vitalia nie chciała postawić na swoim za wszelką cenę, bo to by bardzo pokomplikowało sytuację a tak przynajmniej możemy spróbować zapomnieć o sprawie, pozdrawiam, Zosia.
datuna
15 września 2010, 13:06też je kocham :) u mnie się właśnie suszą, łańcuchy nad okapem w kuchni umocowane. Tylko jak je smażyć, żeby chudo było, eh... z mamą swoją masz jak ja z moją babcią, wszelkie dyskusje są niemożliwe. Aż się boję jak mnie stuknie 80 XD pozdrawiam serdecznie :)
kamilaph
15 września 2010, 10:51u mnie też zapachy grzybowe; ale ja jednak największą radochę mam w samodzielnym zbieraniu...
Spychala1953
15 września 2010, 10:31z matkami to tak jest, na dupę nie dasz, słuchać nie chce, a kłopoty są. Ale Ty masz zbiory grzybowe:-)))))))))))))))))))))))))
Alaol
15 września 2010, 10:00Lubię zaglądać do Twojego pamiętnika, chyba się nabawiłam kolejnego nałogu... Pozdrawiam i smacznego (chodzi o grzyby oczywiście)
AnnaLidia
15 września 2010, 08:43A w moim piekarniku na trzech blachach suszą się pomidorki koktajlowe, przekrojone na pół :) To już czwarta partia. Po czerwonych - większych i maluteńkich - przyszedł czas na spiczaste żółte. Pycha!
Emwuwu
15 września 2010, 08:42poradzieckich są szczególnie ładne bo nie wiadomo co tam promieniuje tak ładnie zakopane przez ruskich w ziemi,ha,ha A tak serio to byłem na grzybach w sobotę i choć zbierać nie umiem to znalazłem całą masę!! Fajnie jest łazić po lesie. A jak się znajdzie pierwszego to człowiek dostaje szajby aby odnaleźć następne!:) Ja zostawiłem wszystkie koledze bo moja żona nie robi żadnych przetworów itp!:))
zarowka77
15 września 2010, 08:22az mi grzybami zawiało;))) w calym domu;)))
szamanka74
15 września 2010, 08:16Jakbym książki czytała, a tych grzybków zazdroszczę , u mnie też są ale trzeba trochę się naszukać.
mikrobik
15 września 2010, 07:40Jolu! Nie było mnie przez kilka dni i dopiero dziś przeczytałam Twój poprzedni i ten ostatni wpis. Chyba powinniśmy Ci wszystkie podziękować za to co jest Twoim dziełem. Masz całkowitą rację, że na te rzesze kobiet, w różnym wieku, tylko pojedyncze życzyłyby sobie na pobyt w miejscu gdzie jednym kliknięciem można sprawić, aby te ich zwierzenia były ogólnodostępne. Vitalia podobała mi się właśnie dlatego, że nie była do tej pory portalem społecznościowym i skupiała ludzi w różnym wieku, ale borykającymi się z podobnym problemem. To dla niektórych taka leżanka psychoanalityka. Ten psychoanalityk wbrew zasadom chce teraz ogłosić te wynurzenia na ogólnodostępnych plakatach. Ps. Ja też mam w domu grzybowo-przerobowy okres i w całym domu pachnie, a mnie bolą wszystkie mięśnie po wielogodzinnej gimnastyce "schyl się i wyprostuj".
aneczka102
15 września 2010, 07:28A ja napuściłam po prostu atak na moją mamę i też porwałam jej spore ilości grzybowych znalezisk. Niektóre już zasłoikowane!! To dopiero perfidia z mojej strony!!
Semilla
15 września 2010, 07:26Obśliniłam klawiaturę przez te rydze! Eeee w poniedziałek pakuję tobołek i jadę familie na Podlasiu odwiedzić, nażrę się runa do wypęku!
Wiedzmowata
15 września 2010, 07:04i to z rodzicielką, która wie zawsze najlepiej (a potem dociśnięta przyznaje się, że narozrabiała, ale jest już za późno...), i to z grzybami suszonymi wracającymi ze mną z gór...; trzymaj się, pozdrawiam