sobotę spędziłam i rowerowo i żarciowo
bo pojechałam na krótki rower, ale pogoda taka śliczna, że nie było mnie 3 godziny w domu, zamiast im obiecanych maximum dwóch
bo zrobiłam taaaaką! pyszną kurę, że, wzorem reszty domowników, pożarłam ćwiartkę całą ( do środka kurze zapakowałam malutkie rydze i jabłka nie-słodkie ze słoika, i kura leżała na tej prawie-pulpie jabłkowej, i co kwadrans na kurze w piekarniku kładłam swieże wiórki masła klarowanego i sosem pulpowojabłkowym polewałam, i jeszcze posypane sola i czosnkiem granulowanym) ... wyszło takie pyszne, że córczę, co mi pomagało nitki z kury wyciągać, palce poparzone łapczywie oblizywało i mówiło, że to pyszniejsze niż kurak w rodzynkach i miodzie i pomidorach
niedzielę spędzilam leniwie
świtem odwieźlismy córczę na pociąg, wraca do Danii na jakies zaległe egzaminy, kot został w domu
chata wolna, więc cały pozostały ranek do przedpoludnia spędzilismy w pościeli, co jakiś czas oddając się regenerującej drzemce ( i stwierdzam z całą odpowiedzialnością, że biała koronkowa bielizna na mocno opalonym ciele działa cuda!... jeśli chodzi o wydolność pana w ponadśrednim wieku )
padł nam szwankujacy od jakiegos czasu router, więc na szybko wyprawa na giełdę na Batorego, tym razem zamiast Dlinka kupilismy Linksysa
a potem zamiast na rower - to siedziałam prawie 4 godziny i tłumacząc z włoskiego na angielski i z angielskiego na polski, instalowałam i ustawiałam router tak, by w domu śmigało, ale by nikt obcy nie mógł skorzystać, oczy mnie bolą od ślepienia w maczkiem napisane texty w tych barbarzyńskich językach
a pod wieczór sie rozpadało i wciąż z roweru nici
nic to, pogram sobie
dzis odżywiałam się do południa bułą drożdżową z Oskroby (ale daję słowo, na pewno spaliłam te kalorie!), a popołudniem owocami na tony, mniam!, te brzoskwinie lejące sokiem po brodzie, i śliwki z pestkami do obgryzania, i morele, nie wiem, które smaczniejsze, polskie czy francuskie, wciąż porównuję
waga późnoporankowa niedzielna 58,3
ale to nic dziwnego, po tej sobotniej ćwiartce kury
trochę straciłam zawziętość i ambicję na szybki spadek "przytycia" z wysp greckich
schudnę to schudnę
parcia nie ma
byle tylko nie rosło
Dareroz
8 sierpnia 2011, 13:07jak zwykle: wymiatasz :) przepis na kurczę ciekawy :)
ciociaklocia
8 sierpnia 2011, 11:28siedze, czytam i mam ślinotok :) daj pani spokój - żeby na Vitalii wśród grubasów opisywac taką kurę! uhh. Ja gofrów nadmorskich nie jadlam, ale loda-świderka - dzięki czemu schudłam :) hehe do białej koronkowej to jednak trzeba miec opaleniznę...
agnes315
8 sierpnia 2011, 07:52i to jest właściwe podejście, odchudzać będziesz się w zimie, jak nie będzie owocków i innych pychotek :)
dziejka
7 sierpnia 2011, 23:12Jola a ten kawał znasz . Mąż wraca do domu a tam żona w łóżku z facetem . Mąż zdenerwowany krzyczy Krycha ,co on tu robi? Cuda Józek cuda