a właściwie do górki - po bardzo grzecznym dniu, po odczuwaniu leciutkiego głodu - dziś na wadze 64 kilo
się prawie załamałam, z wagi zeszłam, mamrocząc rrrróżne barrrwne wyrrrrazy - przecież to jest NIEMOŻLIWE!!!
vitaliowy vitaliuszu, znowu wracam pod twoją opiekę!
spisywany i obliczany będzie KAŻDY GRYZ, KĘS, LIZ I ŁYK
pecet otwarty na vitaliuszowej stronie cały dzień, waga kuchenna w centralnym punkcie kuchni, obok długopis i kartka w kratkę
przeciez jeżeli tego lawinowego wzrostu nie powstrzymam - to jak ja będę okropnie wyglądała, przybijając w sierpniu pod żaglami do placu św. Marka w Wenecji!!! i w worze pokutnym chyba, bo nawet ubrań pasujących na rozrośnięte ciało nie mam....
vitaliuszu, ratunku!
renianh
29 czerwca 2014, 22:31No nie jakbym nie do Twojego pamiętnika weszła :)
Nefri62
29 czerwca 2014, 18:40czasami trudno jest ruszyć ale trzeba być konsekwentnym i cierpliwym, :))
Magdalena762013
29 czerwca 2014, 18:27Jeden z komentarzy kieruje na wiek (hormony?) a drugi na sugestie "oszukania" organizmu chwilową zmianą w jeździe na rowerze? Te interwaly zabrzmialy dobrze. Co o tym myslisz?
luckaaa
29 czerwca 2014, 17:06Daj spokoj , te dwa kilosy extra , zleca w tydzien , a potem powoli do celu .
CuraDomaticus
29 czerwca 2014, 13:22no to Jolu dzierż kartkę i długopis, jeśli to działa... przynajmniej ręce zajęte :)
Wiosna122
29 czerwca 2014, 12:01w liczeniu jest moc :) powodzenia
baja1953
29 czerwca 2014, 11:50Będzie dobrze...ba, jest dobrze, Jolu...Nie tragizuj, Koleżanko:)) Z 64 ja bym była rada...
zoykaa
29 czerwca 2014, 11:26ee tego przy mojej obecnej wadze Twojr 6i4 sa liche...ee.pocieszylam?