Wniosek z dzisiejszego dnia - moje życie jest super!
Nie takie super jak np. w teledyskach, jak u dzieci bogatych ludzi, jak u ludzie mieszkających na hawajach... Ale wciąż dość obłędne! Tak właściwie jestem od jakiegoś roku superszczęśliwa. Do tego stopnia, że nie jestem w stanie słuchać żadnych smęcących piosenek - musiałam wymienić całą muzykę w iPodzie, bo nagle zauważyłam, że nie mam tam niczego, czego bym chciała słuchać!
Robię to co lubię i jestem za to doceniana, spędzam czas z kim lubię (Wilk ), moja rodzina to przyjaciele, uwielbiam moje miasto, moją dzielnicę, moją pracę, moje pasje. I naprawdę, każdego dnia jest tyle rzeczy, które sprawia mi radość!!! Szczególnie po ostatnich wakacjach wróciłam tak naładowana tą dobrą energią i miłością do świata.
I w zasadzie, to czego mi brakuje to pierdoły. No ale czemu o nie nie walczyć, skoro mogą sprawić, że będzie jeszcze przyjemniej? A będzie, jeśli np. nie będę widziała wystającego brzuszka w dolnej części ciała patrząc z boku w lustro ;) a mój tyłek będzie bardziej podniesiony i nie będzie najszerszy tam, gdzie zaczynają się uda - które będą smuklejsze niż teraz. I co w tym złego?! Nic :) Umiarkowany hedonizm, robienie tego, co sprawia mi przyjemność.
A propos hedonizmu - nigdy nie mam dość kostiumów...