Ale się dziś wkurzyłam na moją siostrzyczkę...
Wyobrażacie sobie - gubi portmonetkę, wszystkie dokumenty, kupę kasy. Gwiazda dnia oczywiście wpada w teatralną histerię, płacz (co ja tez mówię - jeden wielki wyk!).Pocieszam ją, uspokajam, uruchamiamy akcje poszukiwawczą, oferuję pomoc. Później siedzę w tej swojej pracy, która wymaga skupienia - a skupić się nie mogę bo się martwię co to teraz z nią będzie. Wydarza się jednak cud - Pan Żul zadaje sobie trud, by naszej Gwieździe dnia, zwrócić potrfel z całą jego zawartością (200zł w gotówce). Gwiazdeczka w tym momencie, przeszczęśliwa, niepotrzebująca już rady i pocieszenia uznała że co tam, po co mi mówić o happy endzie - niech się sobie martwią o nią dalej. Nie wysłała nawet głupiego smsa. Chamsko, co? Mam wrażenie, że przez to swoje roztargnienie w pracy domniemaną kradzieżą portfela wywołane, wiele rzeczy dziś spieprzyłam.
Poza tym życie jest piękne i uczę się nienarzekania. No może po raz ostatni napiszę (zgodnie z prawdą), ze wszystko mnie wkurwia.
Hebe34
14 kwietnia 2012, 22:05No cóż,siora nieźle przyaktorzyła....ale dzięki Bogu portfel się odnalazł ,tylko po co ten dodatkowy stres ??? POzdrawiam