Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
dzień czwarty - jestem twarda


Aż sama sobie się dziwię, że dość bezproblemowo przychodzi mi odmawianie sobie mojej największej (za mężem i dzieckiem oczywiście ;p ) miłości, czyli słodyczy. Cieszy mnie to ogromnie i zarazem motywuje jeszcze bardziej. Każdego dnia udowadniam sobie, że jestem w stanie panować nad swoimi wciąż niestety ogromnymi zachciankami. Myślę, że duży w tym udział mają codzienne ćwiczenia na orbitreku, które same w sobie są dość męczące i tak piekielnie nudne, każda minuta wydaje się trwać minimum 4 minuty. Nie chcę marnować tych ćwiczeń na jakieś chwile słabości.

Poza tym naprawdę widzę efekty - 1kg w ciągu zaledwie 4 dnia to dla mnie spore osiągnięcie, nawet jeśli pozbywam się tylko nagromadzonej wody. Dzięki ćwiczeniom moja skóra jest bardziej napięta, jakby gładsza, mam wrażenie, że nawet nogi stały się jakby mniej ... flakowate i zaczynają przypominać moje smukłe nogi sprzed ciąży.

No i jeszcze brzuch - na nim oczywiście najbardziej  mi zależy. Codziennie rano z przyjemnością patrzę, jak staje się coraz szczuplejszy. Sama radość.

Jeśli chodzi o ćwiczenia to do tej pory ćwiczyłam na orbitreku rano i wieczorem, dzisiaj tylko rano pół godziny a wieczór spędzamy u teścia i nie mam dostępu do mojej maszyny.

Jadłam dzisiaj rano po ćwiczeniach sałatkę z gruszki, jabłka i 2 ząbkami grapefruta zalaną jogurtem naturalnym i posypaną otrębami mix (granulki, sypkie, pałki).Pyło pysznie i zdrowo. Później jeszcze mały jogurt z otrębami na drugie śniadanie a ok 17 zupę barszcz biały. z chlebem. Później nie jadłam już nic tylko piłam herbatę.

Wiem, że muszę zwiększyć ilość płynów, dziś wypiłam 2 szklanki wody przy ćwiczeniach a później herbatę na wieczór i wiem, że to za mało. Ale mam już zrobiony zapas, muszę sobie tylko o tym przypominać.

Orzeszki w miodzie wodzą mnie na pokuszenie ale oparłam się ich urokowi. Są tak wciągające, że gdybym zjadła choć jednego, pół paczki byłoby moje i nie chcę ryzykować. ..

Zostały mi już tylko ok 3 tygodnie macierzyńskiego i mam zamiar trzymać się moich założeń restrykcyjnie przynajmniej do 5 listopada, a później w planach mam ćwiczenia wieczorne. Będę misiała zrezygnować z tych porannych ćwiczeń, które dają siwetnego kopa na resztę dnia, bo misiałabym ćwiczyć ok 4.30 rano, żeby wyrobić się z Małą do żłobka i zdążyć do pracy. A że znu i tak będzie mi brakować pewnie dość mocno, nie chcę zabierać sobie nawet minuty. Mam nadzieję że same wieczorne ćwiczenia połączone z brakiem słodyczy, zdrowymi potrawami przyniosą dość dobre zezultaty. Szczególnie, że dojdą do tego stresy związane z rozstaniem z Córcią itp.


© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.