Tak naprawdę bałam się, że dzisiejszy wynik będzie jeszcze gorszy. Kilka grzeszków w ostatnim tygodniu mam na sumieniu, chociaż mam też i kilka zwycięstw nad sobą. Byłam w Grycanie i tylko patrzyłam jak najmłodsza Latorośl moja i jej Luby jedzą lody, a ja dzielnie nie mrugnęłam nawet powieką. Byliśmy też w SOWIE na Rynku Krakowskim, a ja nie kupiłam sobie żadnego ciastka i obeszłam się smakiem przy kawie ze śmietanką bez cukru. Na spotkaniu z przyjaciółmi ze szkolnej ławy też troszeczkę zgrzeszyłam ale nie tknęłam zimnej płyty, sałatek i alkoholu. Mea kulpa. Zięć z wycieczki na łowiska dorsza dostarczył mi nową ceramiczną patelnie z wkładką ze świeżego dorsza. Grzechem byłoby go nie zjeść. Nie zięcia, ale dorsza. Skutki widać.
Wracając do spacerów, które popełniam mimo woli, jak wczorajszy w Procesji na Boże Ciało, 2 godziny albo w środę do Biblioteki 3 przystanki tramwajowe plus wyjście na zakupy i 2x schody. Wracając do Krakowa, odwiedziłam Kazimierz. Obok Muzeum Etnograficznego zobaczyłam świątynię Bożego Ciała
Mur okalający kościół z czego się dało.
Kościół bardzo ciekawy, połączenie kamienia i cegły, filary obudowane ołtarzami, konfesjonałami.
Charakterystyczne ołtarze z czterech stron każdego filara.
Piękna Madonna w Srebnej Sukience. Przecudna Ambona w kształcie łodzi.
Trwają tam też duże prace konserwatorskie w Prezbiterium.
Śliczne Organy obok Krzyża Tęczowego i z tyłu.
Potem przeszłyśmy na ulicę prowadzącą na Skałkę a po drodze znowu natknęłam się na bliską mi św.Ritę, ale to jutro.....