To znów ja, ta sama, z ciut mniejszym brzuszkiem - lecz nadal grubiutka niczym pączek w maśle - ale za to jaka szczęśliwa!
Na wstępię pragnę zaznaczyć, że okres to przebrzydłe cholerstwo. Zatrzymał mi wagę na kilka dni, ale za to wraz z jego odejściem zobaczyłam przepiękny spadek. Można by rzec, że idę jak burza. Jeszcze trochę i zobaczę jakże upragnione 99.9kg - jestem już blisko! I choć w życiu bym nie powiedziała, że zobaczenie takiej liczby mnie ucieszy, bo ostatni raz jak zobaczyłam 90 to byłam nastolatką i rodzice zaprowadzili mnie do dietetyka bo byłam taka zrozpaczona, to teraz czekam na nią i cieszę się jak dziecko. Szkoda, bo to oznacza tyle, że moja waga nadal jest 3cyfrową liczbą, ale z plusów - to już ostatnie chwile kiedy ją widzę i wierzę, że nigdy więcej nie zobaczę.
Dziś na wadze jest 104,3 - ale mój cel na ten tydzień, a konkretnie na czwartek (oficjalny dzień ważenia) jest inny. Musi być 103,9 no musi. To by oznaczało że jeszcze 4 tygodnie i zobaczę to na co aktualnie tak bardzo czekam. Powoli wracam do wagi którą miałam zaledwie 4 dni po porodzie. Wtedy było to około 100 (na porodówce było ponad 120!), ale mam wrażenie że wyglądałam wtedy dużo lepiej, przynajmniej twarz wyglądała na szczuplejszą.
Świąt nie obchodziliśmy. Mieliśmy i tak siedzieć sami, a poza tym mąż już dziś i tak poszedł do pracy. Zwyczajnie nie opłacało mi się gotować tego stosu różności na niedzielę tylko po to, aby porzucić dietę na kolejne pare dni, bo przecież ktoś musiałby to zjeść. Tak więc święta w tym roku spędziliśmy ściśle trzymając się diety. No i super! Wigilia nie będzie tak z pewnością wyglądać bo to mój ulubiony dzień w roku (od zawsze, nie tylko dlatego że urodziłam w wigilię najsłodszą istotkę jaka chodzi, a raczej raczkuje, po tej ziemi) no i nie jestem w stanie odpuścić sobie sosu grzybowego i uszek. No way.
Ale żeby nie było, że mało świątecznie, to zrobiliśmy coś dla siebie. Kupiliśmy i złożyliśmy wspólnie oparcie do łóżka z Ikei. To było niczym ubieranie choinki na święta, czy też robienie pisanek - no super sprawa. Dzidziuś pobawił się śrubokrętem a my mamy oparcie. Wszyscy zadowoleni. Polecam!
30minut spaceru dziś zaliczone, choć walczyłam długo. Przez znaczną część dnia tak okrutnie mi się nie chciało.. Nic. Kompletnie. Jakaś zmęczona jestem ostatnio. Ale wygrałam! I wyruszyłam na podbój okolicznych krzaczorów z Młodą. Gdy weszłam do domu, zaczęło padać. Double win.
Urlop męża praktycznie już potwierdzony na 100%. Tak więc żyje odliczaniem do wakacji i wizją słodkiego pływania w basenie przez pół dnia i jeżdżenia na rowerze aż mnie dupa od wąskiego siedzenia rozboli. No i nie powiem, mam też parę celów jedzeniowych - chcę iść do najpopularniejszej w naszych okolicach restauracji bo nigdy nie byłam, pojechać do Krakowa na ramen i wypasionego bajgla, no i zjeść kawałek najlepszej pizzy jaka istnieje - z Dukatu. A to wszystko na zasadzie 10 pierwszych randek z mężem, których chyba nigdy nie mieliśmy. Tak moi drodzy, to TEN moment. Dojrzałam do tego by spuścić moje dziecię na chwilę z oczu. Zajęło mi to dokładnie 15 miesięcy. Dziadkowie, mam nadzieje że jesteście gotowi! Choć zdaje mi się że to tylko chwilowa gotowość, bo jak przyjdzie co do czego, to pewnie będziemy zabierać ją ze sobą, no chyba, że będzie już spać. Taką śpiącą jestem w stanie ją zostawić z kimś innym niż ja lub jej tata.
Nie wiem czy ostatnio o tym wspominałam, ale poczułam się swobodniej z tą dietą. Na początku totalnie bałam się wymieniać posiłki i robiłam zakupy zgodnie z listą, a teraz wiem, że warto ją najpierw przeanalizować, pozmieniać to co ewentualnie nie pasuje, zmodyfikować liste zakupów i dopiero wtedy szaleć w sklepach. Zaczęłam też się wkręcać w tą całą aplikacje, mega mi się spodobała opcja odkrywania przepisów z całego świata. Oczywiście czekałam na odblokowanie Ameryki - burgerki, mac'n'cheese i te sprawy - nadchodzę! A wszystko zdrowo, z uwzględnieniem kalorii. No hit!
Jest dobrze. Nie spodziewałam się, że to całe bycie na diecie sprawi mi tyle radości. Głównie to te spadające kilogramy.. ale wspólne gotowanie z mężem też jest super. Jakaś taka szczęśliwsza jestem ostatnio, mimo że strata której doznałam niedawno mocno mnie zaorała. Ale jestem tu, nadal patrząc z nadzieją w przyszłość. Ciesząca się każdym kolejnym ząbkiem Młodej, każdym straconym kilogramem.
To chyba ta wiosna tak działa, mimo że pogoda to istny kocioł.
A może po prostu to ten etap w życiu kiedy będzie po prostu stabilnie - dobrze?
Ściskam was wszystkie, odchudzające się, te które próbują przytyć czy też te które utrzymują wagę.
To dobry dzień, nawet jeśli nie wydarzyło się nic specjalnego. A następne będą jeszcze lepsze!
PACZEK100
14 kwietnia 2023, 15:21Bardzo pozytywny ten twój wpis. Super że masz z kim dzielić dietę to już połowa sukcesu. Trzymam kciuki!
Perverse
17 kwietnia 2023, 20:48Bardzo dziękuję! Też się mega cieszę, że nie jestem z tym sama. Jak żreć 6kg znienawidzonych pomidorów, to razem! :D