Moim problemem jest podjadanie. Oszukuję siebie, narzeczonego, mówię wszystkim, że jestem na diecie. Gdy ktoś patrzy, jem to, co trzeba. Gdy jestem sama, zapominam o konsekwencjach jedzenia dodatkowych setek kalorii... Mówię sobie, że jedzenie rozładowuje napięcie we mnie. Mam poczucie kontroli, które jest złudne - to nie ja kontroluję jedzenie, to ono kontroluje mnie. Chipsy wołają do mnie ze sklepu. W największy mróz potrafię wyjść po nie w piżamie i płaszczu. Nie mogę zebrać się do wyjścia na uczelnię, do sklepu wychodzę bez problemu. Myślę, że jestem uzależniona od cukru, ale też od uczucia, które mam, gdy podjadam, tej dziwnej satysfakcji, że robię coś, czego nie powinnam, a co jest tylko dla mnie.
Dla siebie robię niewiele: całymi dniami oglądam seriale(teraz też, w tle), sprzątam albo jestem na zajęciach. Godziny przelatują mi między palcami, z odcinka na odcinek jestem coraz starsza, coraz leniwsza, coraz mniej efektywna. Jak sobie z tym poradzić?