Dzień tygodnia | Zadania | Km | Ocena |
poniedziałek | Rano wg planu: 45 min S3 | 10.0 | Dobrze! |
wtorek | Nie mogłem się powstrzymać i zrobiłem 3 km boso po falach brzegiem morza. Taka wprawka do biegania naturalnego. Spodziewałem się bólu łydek czy piszczeli, ale nie, nic nie było. Do tego 10 minut ostrego kraula w morzu. | 3 | Dobrze! |
środa | Rano wg planu: 10 km w strefie S2 (czyli lekko) i 6 przebieżek 20'' / z przerwami 40'' - ciężko trochę, bo upał 26*C. Wieczorem nie było basenu, bo jestem na wyjeździe | 11.7 | OK |
czwartek | 1 km boso brzegiem morza - tym razem z Młodą :) | 1 | |
piątek | Długie wybieganie (3km S1+10km S2+7km S3 + 2 km S1). Wciąż gorąco, choć już nie aż tak jak ostatnio. Pulsometr tradycyjnie w połowie drogi zdechł, ale coraz lepiej potrafię kontrolować zakres tętna na wyczucie. | 22.2 | Dobrze! |
sobota | regeneracja | ||
niedziela | regeneracja, powrót znad morza (700+ km za kółkiem) | ||
razem | aktywności 3 (plus 2 małe), km 47.9 |
Wspólnie z trenerką wzbogaciliśmy plan o dodatkowy lekki trening, który będę mógł zrobić lub opuścić, zależnie jak mi wypadnie. Trening z klubem też będzie uwzględniony w planie.
Podsumowując, tydzień w rozjazdach, ale minimum wyznaczone planem udało się zrobić. I nic więcej. Od poniedziałku wraca brzuch, a w sobotę dłuugie wybieganie 25 km. Za długie, żeby je zrobić na czczo, więc trzeba pokombinować, jak to zrobić żeby jednak biec wcześnie rano gdy mam czas.
Wnioski do wdrożenia: dalej dbać o więcej snu, bo na razie nic nie poprawiłem.
Puenta: nareszcie w domu. Można się wziąć uczciwie do roboty, a nie jakiś bezproduktywny plażing czy żeglowanie ;)