Nie ma czego podsumowywać, cały tydzień rekonwalescencja, nawet basen odpuściłem. W czwartek na próbę zrobiłem 11 km recovery w tempie 6:00 i po biegu wiedziałem, że jeszcze nie czas. Na chwilę obecną już chyba lepiej i jutro pewnie pójdę na trening klubowy, ale martwi mnie lewa pachwina - ona może się okazać stoperem biegania. Prawy nerw kulszowy też nie współpracuje, bo promieniuje bólem od pośladka do kolana. Od fizjoterapeuty dostałem zalecenie żeby pośladek rozmasowywać sobie na piłce tenisowej, ale od tego tylko bardziej boli. Co prawda nie zagraża to bieganiu bezpośrednio, ale nie mogę tego tak zostawić, bo z tego może być rwa kulszowa, zresztą już teraz dłuższe trasy autem robią się męczące.
Tak więc tydzień przygotowań psu w dupę. Ale jeśli na tym się skończy, to nie ma tragedii. Teraz czeka mnie ciężki tydzień w pracy, a potem drugi w tym roku wyjazd z dzieckiem nad morze. Znów będzie trzeba dokonywać cudów, żeby treningowy tydzień się jakoś dopiął. W sumie nawet lubię tą planistyczną ekwilibrystykę, pod warunkiem, że znajdę czas aby ją zrobić dobrze, a na końcu uda się zrobić wymagane minimum i z nikim się nie pokłócić że coś tam nie jest zrobione.
Dobra, dość mazania się, jutro wracam do gry i nie ma że boli (chyba że dalej noga).
curly.wirly
5 sierpnia 2014, 09:21Bardzo współczuję :/ Lepiej odpuścić tydzień niż mieć poważną kontuzję, odpocznij :) Życzę szybkiego powrotu do formy :)