Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
niech mi już stuknie ta 50-tka w końcu...


Nabrałam wiary w siebie.
Wczoraj niestety na kolację zjadłam odrobinę penne z suszonymi pomidorami i tuńczykiem (koleżanka przygotowała, wiec nie mogłam odmówić), na deser były mrożone maliny, tak, jem mrozone maliny, tak jakby zamiast lodów można powiedzieć.
Rano budzę się, wchodzę na wagę i tam już 57. Wierzę jednak, że winę ponosi właśnie wczorajszy makaron i ja, bo go zjadłam na kolację.Na makaron jednak zwalam większą część winy.
Do tego ostatnio mam jakieś problemy z trawieniem, pije rożne zioła, popijam wywar z lnu, jem otręby pszenne, dużo wody piję, a jakoś tak mi się pogorszyła przemiana materii. Nie wiem co jeszcze mogę zrobić.
Wczoraj troszkę poćwiczyłam  w domu, miałam też jakąś godzinę intensywnego sprzątania, wiec troszkę kalorii spożytkowałam.
Dziewczyny, zawsze chciałam ważyć 50 kg, nigdy mi się to nie udało. Odkąd pamiętam, zawsze było mnie więcej, 50 kg ważyłam w 6 klasie podstawówki, potem dobiłam nawet do 70, żeby zrzucić i dojść do 54. teraz znowu się zaczyna... Ogladam motywacje, jakie wstawiacie do Waszych pamiętników i rozpływam się na samą myśl, ze ja mogę też wypracować sobie taką sylwetkę, wprost marzę o tym, zeby tryumfalnie usmiechnac się na widok swojego odbicia w lustrze, oraz zrobić minę w stylu:" i co teraz powiecie?"do wszystkich, którzy zawsze uważali mnie za pączka, pyzę,mówili, ze jestem taka tego.. grubsza, okrąglejsza, porównywali mnie do mojej super szczupłej siostry...mówili spójrz na siebie, spójrz na nią, jak świetnie wygląda...weź się za siebie. do tego słowa mojego faceta:ale ty mi się podobasz, jak jesteś okrąglejsza, ale ja nie lubię chudych dziewczyn...bla, bla, bla... a jego pierwszą miłością była szczuplutka ślicznotka, z jego ust to brzmi, jakby mówił,ze nie zwraca uwagi na ciało, ze kocha mój umysł. Co za brednie, ja tego nie uznaje takich komplementów, wolałabym, żeby oprócz mojego światłego :) umysłu i szalonej duszy zachwycało go również moje ciało. On mi się każe pocieszać tym, ze niby ciało się nie liczy. Ależ oczywiście , ze się liczy!
owszem, nie mam nadwagi, czy jestem szczupła? może jak się jakoś korzystnie ubiorę, to ktoś mógłby tak powiedzieć, jednak to ja siebie oglądam bez ubrania, ew. mój facet,  moja figura jest jakby bez kształtu, nie jestem jędrna, tu i owdzie jakiś miękki luźny tłuszczyk (taka gąbka), cellulit jak cholera, wszytko jakieś galaretowate. ble. Muszę to zmienić!!!
Dziś:
7 kromeczek pieczywa sonko  z połową banana i łyżeczka serka waniliowego, kawa zbożowa - 350 kcl
jogurt activia mały +małe jabłko, łyżka otrębów i lnu, kawa- ok. 250 kcl
3 łyżki penne z tuńczykiem i suszonym pomidorem, rukola, pomidor, kiełki - nie wiem, ok 400kcl? sprawdzę potem.
zielony koktajl + odrobina 100 g twarogu półtłustego- ok 200 kcl
razem:1200 kcl
plan na dziś: siłownia, bieg
no to let's do it.

  • szararenata

    szararenata

    4 września 2013, 13:20

    Kochana, ja tak chciałabym zobaczyć tą 50, dbałabym o nią jak facet o samochód, jak mama o dziecko...Małymi kroczkami do celu trzeba iść, a ja bym chciała bum bum i jest, teraz, natychmiast, już...

  • Chaarle

    Chaarle

    4 września 2013, 11:47

    Też nigdy nie ważyłam 50 kg :( Najmniej ważyłam chyba 53 kg z hakiem na początku tego roku..

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.