Wrociłam z Karpacza. Mam lekki nieogar, miałam przykrą rozmowę z panią kiero. Dojrzewam do zmiany pracy. Jeszcze jestem jak ta gruszka, zielona, ale zaczynam się zażółcać lekko. Po prostu męczy mnie ta atmosfera, jestem na celowniku od lutego, kiedy to wyprosiłam wyjazd w góry z dzieckiem, podczas bilansu. No dobra, moze i tak, ale swoje sprawy miałam podopinane. Naprawde to nie mój problem, że ona nie potrafi exela, worda obsługiwać...Ja nie jestem jej służbą, nie się wali. Nigdy się nie sprzeciwiałam, robiłam wszystko na czas i kiedy chciała, chora - do pracy, bo przecież nie opuszczę dnia, bo jak pani kiero sobie poradzi... I teraz zbieram owoce, bo przez koleżanke powiadomiłam ją, że przyjdę godzinę później do pracy. Wiem, powinnam jej to zameldować...ale ja mam juz dosć tego krzywienia się, marudzenia. Cóż chciałam ominąć drogę słuzbową - dostało mi się. Nieważne. Ale mam żal, bo objechała mnie trochę nie fair...widocznie mi to nie uchodzi na sucho.
Karpacz cudowny. pogoda przepiękna, widoki super. Spaliłam chyba z milion kalorii. Trasa spod Wanga, przez Samotnię i Strzechę Akademicką do Domu Ślaskiego - tam nocleg, a rano Snieżka, Czarny Grzbiet, Sowia przełęcz i zejście do Karpacza. Teraz wiem skąd nogi wyrastają...Ale jestem zadowolona, PiW też i córa także (co dziwne). Atmosferę popsuł tylko powrót, szlakiem orlenowskim. Powiem jedno : dosyć dyktatury pijanych dupków!!
Stal ma brąz i jest to cudowna wiadomość. Niestety meczu nie oglądałam (powrót z Karpacza się opóźnił, bo autobus zdefektował). Muszę nadrobić zaległości.
Dieta do dupy, na szlaku wiadomo - batoniki, słodycze, 1 piwo pod śnieżką, 1 piwo w Jelenku....Oscypki kupione, więc będę konsumować.
Ale uwaga uwaga, od poniedziałku wracam na South Beach. I nie ma zmiłuj, ćwiczenia też będą.
SYLWIULA.sylwia
3 października 2011, 15:00Ty góry, ja morze weekend miałyśmy udany teraz tylko dieta po tym weekendzie;) pozdrawiam