Pierwszy dzień zakończony sukcesem. Nie powiem, że było łatwo, bo zdarzały się momenty w których czułam głód. No ale jak człowiek funduje swojemu organizmowi taką rewolucję szokową, to nie ma się co dziwić. Do tej pory dostawał co chciał i kiedy chciał, ilość słodyczy nieograniczona, a tu taki ban.
Wchodząc dzisiaj rano na wagę utwierdziłam się w przekonaniu, że data 16 listopada jest świetna - na wadze i w mojej głowie zapaliła się czerwona lampka, alarm - teraz bo 1 stycznia będzie już o kolejne kg za późno.
Z tego co mi się udało wczoraj:
- Na zakupach nie załadowałam wózka słodyczami!!!
- Powróciłam do regularnego picia herbaty z pokrzywy (u mnie fajnie się sprawdza na pozbycie nadmiaru wody z organizmu)
- Zjadłam wciągu całego dzień 5 posiłków! To chyba mój największy sukces bo zazwyczaj kończyło się na 1 lub 2 i słodyczach.
- Przeprosiłam się z aplikacją Fitatu, którą wiele osób chwali i poleca. To moje drugie podejście do niej. Za pierwszym razem strasznie denerwowało mnie wprowadzanie wszystkich składników posiłków, na co zwyczajnie brakowało mi czasu. Teraz "dzięki" pandemii nie jestem tak ograniczona czasowo. Warto z niej skorzystać w szczególności na początku stosowania diety, tym bardziej jeśli układamy ją sobie sami, a nie przez dietetyka. Możemy wówczas w łatwy sposób zorientować się jakie jest nasze zapotrzebowanie kaloryczne i ile tych kalorii dostarczyliśmy naszemu organizmowi na podstawie tego co zjedliśmy. Coraz więcej produktów jest w bazie aplikacji więc zamiast szukać danego produktu, poprostu skanujemy jego kod kreskowy i tu też już widzę oszczędność czasu. Aplikacja w wersji darmowej jest dość bogata, jak dla mnie wystarczająca póki co.
- Poćwiczyłam :) Wyszło mi 1,5 godziny serii różnych ćwiczeń. Trochę dużo ale chciałam wypróbować wszystkie. Nitendo moich dzieci powszechnie uważane przeze mnie za pochłaniacz czasu, wreszcie się do czegoś przydało ;)
Także jest dobrze!