Jest zdecydowanie lepiej. Potrzebowałam czasu żeby się oswoić ze swymi myślami. Mam mętlik w głowie od października. Trwa on nieustannie i jest dla mnie bardzo męczący. Jednak wychodzę powoli na prostą. Odnalazłam kilka odpowiedzi na dręczące mnie od dwóch lat nieustannie myśli. Idealnie nie jest i nigdy nie będzie. Jednakże mogę powiedzieć, że zaczynam powoli wiedzieć i rozumieć co znaczy dobrze.
Dobrze: to znaczy z szacunkiem do siebie, dawać sobie prawo do odpoczynku i pracy.
Jak rozumiem szacunek do siebie? Bardzo prosto:
- umieć sobie odmówić tego co mi szkodzi,
- podejmować działania, które są dla mnie sensowne,
- przestać się: nadmiernie tłumaczyć i dawać sprowokować,
- realizować swoje plany (bez głupich usprawiedliwień),
- dbać o swoje interesy,
- umieć przyjąć pomoc,
- zaakceptować krytykę i odmienność zdań rozmówcy,
- potrafić milczeć i słuchać,
- odpowiadać kiedy sytuacja tego wymaga.
:) Prosto nie będzie, nie jest i być nie powinno.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że potwornie boli mnie głowa i boję się siebie samej, nie wiedzieć czemu moich najbliższych też. Żadnych podstaw nie mam do tego aby się obawiać siebie lub moich najbliższych. To jest po prostu żenujące! Zamiast docenić to co mam i otrzymałam wole widzieć tylko to co mnie złego spotkało. Tylko jaki to ma sens? Jaki to ma wpływ na mnie? Jakie to ma realne znaczenie?
Pytania potraktuję jak retoryczne, choć z perspektywy psychoanalitycznej mają bardzo głęboki sens... Tylko na co mi ten sens nieustannie. Nie lubię ciągle myśleć o podświadomości i non stop wmawiać sobie, że wszystko(!!) ma nie wiem jakie znaczenie. Może i wiele rzeczy ma znaczenie, ale nie da rady ogarnąć każdego i mieć kontrolę nad całym światem i nad wszystkim co robię. Każdemu zdarzy się pomylić i zrobić coś głupiego ulegnąć jakiemuś zbiorowemu kłamstwu lub dać się zmanipulować. Takie jest życie, a ludzie nie są tylko dobrzy. Naprawdę potrafią być podli i brutalni. Ważne by w relacjach nie dać sobie wejść na głowę i odróżniać dobro od zła. Cudze kłamstwo jest cudzym kłamstwem... Cudze grzechy są cudzymi... Nigdy nie będą moje, a już się stały skoro o nich wiem. Gdy się dzieją, a ja w nich nie chce uczestniczyć po prostu odejść. Za czyjeś winy, choroby i nieszczęścia nie odpowiadam póki do nich faktycznie ręki nie przyłożę w pełni świadomie i z premedytacją.
Z kolei moje zachowania mają wpływ na mnie i na nich powinnam się skupiać najbardziej. Bo nie tylko one oddziałują na mnie w największym stopniu, ale w pełni mam na nie wpływ poprzez samokontrolę i samoregulację organizmu. To co robią ludzie do okoła i to co mówią ma mniejszy wpływ na mnie niż mi się wydaje. To głównie ja sama pozwalam tym obcym i nic nie znaczącym dla mnie ludziom oddziaływać na siebie i tak naprawdę nic to nie daje. Żadnych korzyści, ani dla mnie, ani dla nich.
Także, trzeba wziąć się w garść i przestać udawać wieśniaka co nie ma swojego zdania na żaden temat. Na wszystkim się znać nie muszę i ba (!) nie chcę! Udawać mądrzejszej niż jestem nie muszę i nie chcę. I tak ludzie wysłuchają kogo chcą i wyciągną wnioski jakie chcą z tego co się do nich mówi. Dlatego trzeba mówić jak najprościej się da i przy tym atrakcyjnie bez zbędnego ubarwiania. Wprost na tyle ile tego wymaga sytuacja. No i odpowiednio do mojego wieku oraz konkretnie na temat.
- Pomoc
- Regulamin
- Polityka prywatności
- O nas
- Kontakt
- Newsletter
- Program Partnerski
- Reklama
- Poleć nasze usługi
© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.
krypio1962
27 lutego 2013, 06:09mądrze gadasz, bardzo fajnie jest dla odmiany poczytać czasem coś rozsądnego. A twoje założenia szacunku dla samego siebie- super. Podpisuję się pod nimi 2 rękoma. Życzę powodzenia i radości z życia.