Dzisiaj znowu ćwiczenia. Pierwszy raz tez zaczynam pracę z psychologiem, ale już dla siebie, nie dla ćwiczeń. I po rozmowie z panią byłam lekko roztrzęsiona , więc bardzo nie chciało mi się ćwiczyć. Kupiłam sobie słodycze i zżarłam 800 kcali z czego 300 kcali nie mogłam zmieścić , ale i tak zżarłam. Skończyłam ćwiczyć dopiero teraz. I odhaczyłam parafkę. Ta parafka dała mi więcej satysfakcji niż słodycze. Słodycze za to uspokoiły. Mimo , że były za słodkie.
Wciąż więc ćwiczę dla systemu, a nie dla schudnięcia. Ale wszystko powoli. Niestety ja umiem tylko powoli. No i tak myśląc o kolejnych etapach: chciałabym bardzo , aby te ćwiczenia , które robię teraz -30 min oraz 40 min , na zmianę co drugi dzień - przenieść na rano. Ale to trochę marzenie ściętej głowy, bardzo ściętej rano.
A po południu dwa razy w tygodniu ćwiczyć - bieganie i basen. Tak żeby ta niedziela była naprawdę wolna. Albo w drugą stronę - biegać tylko w niedziele i sobotę, jak do tej pory najczęściej mi się zdarzało.
Apropos dzisiejszego treningu.Nie wychodzą mi te pompki wciąż, nie robię całości programu dobrze. Ale i tak odczuwam rezultaty.
Mimo , że jestem otyła muszę zdradzić pewien szczegół mojej fizjonomii, który mnie fascynuje. Mianowicie mimo ze mam 87 kg, to moje ciało ma ten tak zwany "shape", ale pod tłuszczem i kształt sylwetki tez jest dobry, Widać go już od tego że trochę poćwiczuję, jak nie ćwiczę i nie trzymam diety. Być może jednak bardziej przyczyną tego może być to że ćwiczyłam intensywnie, gdy byłam chudsza. W każdym razie organizm człowieka wciąż mnie zadziwia.
Nie mam powodu do stresu dziś. Tak dobrze, jak jest po prostu dobrze.
I jakoś tak działa to wewnętrzne światło. Mam nadzieje , że semestr mi go nie wykradnie.