Tytuł wpisu w pamiętniku odchudzania:
20.03 Wtorek. Randkowy niewypał. Kolejny.


Moja historia zaczyna się 23.03.2016 kiedy to mój związek, który miał się skończyć na ślubnym kobiercu, zakończył się w ciasnym pokoju w akademiku, w którym wtedy mieszkałam. Dziękuję, do widzenia, to by było na tyle. 

Od tego czasu jestem sama.

Niedawno zaczęłam bardziej intensywnie korzystać z "dobroci" dzisiejszych czasów i korzystać z aplikacji, w której wybiera się świeże bułeczki, które potem mogą się okazać zakalcem. Dobrowolnie zgodziłam się na postawienie swojej osoby na półce, z etykietką, wyprzedaż. Czy mi się to podoba? Nie! Czy miałam jakieś wyjście? Chyba nie. Od kiedy skończyłam studia, wstąpiłam do armii korpo, najzwyczajniej w świecie nie poznaje facetów. Jakby w całej Warszawie nie było już ani jednego wolnego faceta. 

Może wiecie gdzie można poznawać nowych ludzi? Jak to się w ogóle robi?

Ej dziewczyny z Wrocławia, też tam u Was taka posucha? Bo myślałam o przeprowadzce. 

Wczoraj kolejny wypad na kawę z panem poznanym dzień wcześniej, bo akurat pewnie mu się palec osunął w prawo. Napisał pierwszy. Pogadaliśmy. Zaproponował kawę. Zgodziłam się. On się zdziwił bo chyba na początku to trzeba udawać, że pisanie nie wiadomo ile czasu jest fajne i takie no... fajne. 

Spędziłam naprawdę ciekawe/zabawne/nienudne 2 godziny. Czułam się super swobodnie przy nim. Fajne poczucie humoru, zaimponował mi tym, że biega maratony. Ja zaintrygowałam go tym, że zbieram winyle i mam gramofon. Cmok cmok w policzek, pa pa. I co? no i cisza. Klasycznie. Nie odezwał się. A że mam super ekstra szósty zmysł, to jestem na 99% pewna, że już się nie odezwie.

I teraz bardzo proszę Was o opinie. Co do cholery jest z tymi facetami? Dlaczego po JEDNYM spotkaniu, na którym ewidentnie nie brakowało tematów do rozmowy, urywany jest kontakt? Nie, nie jestem wielorybem. Nie, nie śmierdzę. Nie, nie wybuchła mi bomba na twarzy. Jestem wysoką (180cm), normalną dziewczyną. Moją pasją nie jest taniec z delfinami na lodzie i inne takie ekstremalne wybryki. Ale nie jestem  (chyba, bo zaczynam już w to wątpić) nudnym kapciem. Mam swoje zdanie, umiem dyskutować.

Nie wiem. Poważnie nie wiem. To nie jest pierwszy raz. Ostatnio był tez taki jeden, awangardowy wytatuowany pan z brodą, który ewidentnie gardził normalnością i pewnie dostał wysypki po jednym spotkaniu ze mną. Ale wczorajszy M. był naprawdę "normalny". Aż się prawie zachłysnęłam jego normalnością- z zachwytu oczywiście. Bo tak strasznie mi tego brakowało.

no i klops. Dlatego jutro wjeżdża bardzo mocny trening z moją trenerką. Poproszę ją o porządny wycisk. Pokuszę się o 50 kg w martwym.

Ćwiczyć zaczęłam na poczatku roku 2018. W tym momencie to jest jedyna rzecz, która sprawia, że mi się chce. Że chce mi się wstać z łóżka i poszurać tą nóżką do pracy.

Nie radzę sobie z samotnością. Hmm, może inaczej. Radzę. Ale nie chce już być sama. Umiem już być sama. Umiem zająć się sobą, jestem turbo niezależna. Dosłownie do porzygu niezależna. 

O! mała dygresja. Kiedyś spotkałam się z kolesiem, który na pierwszym spotkaniu zrobił mi dogłębną psychoanalizę, i gdyby nie to, że było zimno i mokro pewnie kazałby mi się położyć na asfalcie (bo akurat kozetki ze sobą nie zabrał). Pytania, jak się czuję, co czuję, co myślę sratata. Ale zadał mi jedno dobre pytanie. Zapytał się czy czuję się kobieco, na co ja odpowiedziałam szczerze, że NIE. On oczywiście zaczał zapewniać mnie, że jestem atrakcyjna, że cycki mam niezłe, a tyłek nieźle odstaje. A wtedy u mnie nastąpiło olśnienie. Ja nie czuję się niekobieco pod względem wyglądu. Ja czuję się niekobieco, ponieważ od ostatnich dwóch latach zapierdzielam ze wszystkim sama. Za wszystko jestem sama odpowiedzialna. Nie mam z kim dzielić tych codziennych problemów, nie mam w nikim oparcia (wiadomo, musimy rozdzielić wsparcie jakie otrzymujemy od przyjaciół i rodziny, a jakie gwarantuje nam druga połówka). Chce poczuć się w końcu kobieco: że  mój mężczyzna z uśmiechem na twarzy przyniesie za mnie zakupy z biedry, że weźmie ode mnie śrubokręt i naprawi mi szafkę, która się rozwaliła (wywaliłam ją w końcu bo nie umiałam jej skręcić), że zje tego przypalonego schabowego, który zacznę już tłuc w niedzielę z samego rana. 

Jutro po konsultacji z trenerką rozpiszę Wam jak wygląda mój obecny trening. Robię FBW 3 razy w tyg. 2 razy w tyg chodzę na zajęcia z rozciągania pod szpagat. Ostatnio dołożyłam również jeden trening w tyg- 30 min biegania lub godzinka na rowerku. 

Moje fitnesowe cele:

  • szpagat
  • robić martwy na coraz większych obciążeniach
  • podciągać się
  • stać na rękach

Mam 180 cm wzrostu i obecnie ważę 73 kg. Jutro zrobię pomiary na maszynie. Zobaczymy jak wygląda ilość tkanki tłuszczowej. Krata na brzuchu prawie jest, cztery kosteczki!

Bardzo chętnie podyskutuję na powyższy temat. Może macie jakieś rady, doświadczenia. 

  • snowflake_88

    snowflake_88

    21 marca 2018, 10:39

    Myślę że zwyczajnie po ludzku się mu/im nie spodobałaś/nie zaiskrzyło/czegoś zabrakło. Nie ma sensu tego analizować. Ani nie musi to być Twoja wina, ani wina zepsutych facetów ;) Po prostu, bywa. Co do tego że spotkanie było udane to też miałam kilka takich sytuacji. Super się gadało, tematy się nie kończyły, było miło a jednak facet nie był zainteresowanym dalszym utrzymywaniem kontaktu. W drugą stronę również, niby facet ok, spotkanie też, ale jednak to nie to.

© Fitatu 2005-25. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.