Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Duże dziecko. Trochę lekkoduch. Wierzę się siebie. Nie lubię grochówki, mam słabość do wina.

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 2650
Komentarzy: 43
Założony: 11 kwietnia 2013
Ostatni wpis: 11 kwietnia 2018

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
fatira

kobieta, 38 lat, Wrocław

164 cm, 64.90 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

11 kwietnia 2018 , Skomentuj

No cześć. Dawno mnie tu nie było. W życiu pojawiło się trochę problemów, z którymi na tą chwilę uporałam się najlepiej jak mogłam. Naturalnie ćwiczenia poszły w odstawkę. Zresztą wiecie jak to jest (przynajmniej niektórzy z Was), gdy ma się problemy to tylko one siedzą w głowie. Wszystko inne idzie na drugi plan. Mimo wszelkich zaniedbań w ćwiczeniach i w dobrych nawykach żywieniowych jakimś cudem waga stoi. Być może to stres a nie żaden cud, jednak nie jest to powód do dumy. 

Teraz gdy aura zrobiła się iście wiosenna przypomniałam sobie o SOBIE. Słaba kondycha, grube nogi i lenistwo. To wszystko przeszkadza mi w byciu mną a przecież jestem ładna, bystra i zabawna...tylko trochę za gruba :| Dlatego pomału staram się wyjść na prostą. Przeprosiłam moje ukochane awokado, przeprosiłam wodę i mojego kochanego psa, który ostatnimi czasy miał bardzo krótkie spacery. Zmieniam to. Nie obżeram się, uzupełniam płyny a pies wyhasany. 

Kiedyś miałam więcej uporu i być może chęci. Chudłam lepiej. Zdecydowanie. Ważne, że mogę sobie naskrobać tutaj kilka słów. Pozdrawiam Wszystkich!

Ciekawe ile jeszcze razy będę się restartować. TRZECH KRÓLI! Haha ;)

13 listopada 2017 , Komentarze (2)

Nooo hej :D Kilka słów o tym jak łatwo poszło mi z zaprzestaniem walki... W sierpniu jeszcze wszystko było na dobrej drodze. Zdrowe odżywianie, fajne samopoczucie, zaczęłam nawet ćwiczenia. Jednym słowem byłam fit ;) Dodatkowo regularnie zaglądałam na vitalie i czytałam Wasze wspaniałe pamiętniki. Motywacja stu procentowa. Nagle...pyk. O kurcze coś mnie łamie. Chyba będę chora. Poćwiczę jutro. "Jutro" patrze a tu listopad :D Oczywiście oprócz lenia i wymówek działy się też bardziej poważne sprawy. Skręcona kostka skutecznie uprzykrzyła mi życie i miała duży wpływ na moją motorykę (albo bardziej na jej brak). Kanapeczki po 22:00, weekendowe piwko-winko, czipsy. No i stało się. Jakieś dwa tygodnie temu wlazłam na wagę i pokazało 72 kg. Nawet lekko ponad. Wykrzyczałam wymownie $@##%!

Dziś mija 1,5 tygodnia powrotu do zdrowego trybu życia i jest 70 kg. Oczywiście przyjechała ciocia czerwonym ferrari i trochę zlazła ze mnie opuchlizna. Jednak nie oszukujmy się - reszta to tłuszcz, który sobie nie zejdzie ot tak. 

Na koniec z takich super rzeczy, dodam, że lepiej się czuję gdy ponownie ograniczyłam spożywanie tłuszczy i węgli. Lekkie sycące posiłki = lekkość funkcjonowania. Pomału też wdrażam rowerek stacjonarny. Pomału bo najpierw muszę go przetransportować z domu od rodziców. Grunt, że coś się dzieje. 

DIETA CUD!

10 sierpnia 2017 , Komentarze (1)

No hej! Nie wytrzymałam i zważyłam dupsko. Waga stoi. Moja wina bo  jem za mało. Zapierdziel w pracy i wczoraj przez cały dzień udało mi się wszamać ledwo 1100 kcal. To głupota jest bo później przychodzi godzina 23:00 a ja kwiczę, że mi się żreć chcę. To jest chyba zemsta organizmu, który szyderczo mówi: "Katujesz mnie niedoborem kalorii w dzień to za karę najedz się w nocy. Zabiję Cię" Hehe. Dlatego dzisiaj już się poprawiłam. Bardziej obfite śniadanie, tu banan, tu owsianka. Przypilnuję tych posiłków i będzie git. Tak to jest, żeby chudnąć trzeba jeść :D Tyle tylko, że mądrze wybierać produkty.

Teraz ciut luźniej się zrobiło w pracy ale przysięgam, że jak słyszę dźwięk telefonu to mnie krew zalewa. Zaraz wyskoczę do warzywniaka-zieleniaka po seler naciowy. Lubie a wiem, że zdrowy i dobry dla mojego mściwego organizmu :D Trzymajcie się ]:>

7 sierpnia 2017 , Skomentuj

Mam masę pracy dlatego zmuliłam się trochę z pisaniem. Cały czas trzymam dobre nawyki żywieniowe chociaż przyznam, że trochę w weekend mnie poniosło. Przyjechała moja przyjaciółka, która jest w Polsce raz do roku no i było wesoło. Wiecie...vódeczka, zakąski. W zasadzie jestem z siebie trochę dumna bo spośród wszystkich zakąsek wybierałam te śliczne i zdrowe. Zdecydowanym faworytem były pomidory z mozzarellą i roladka szpinakowa z łososiem i serkiem. Omijałam czipsy i parówy w cieście (chociaż uwielbiam ciasto francuskie). Dodatkowo mąż mojej super kumpeli zrobił mi pod jej przewodnictwem tajną zieloną miksturę. Fajna sprawa, chociaż miałam pewne obawy spożywając zieloną breję przed piciem vódki :P Niepotrzebnie bo breja okazała się miodem dla żołądka. Podaję przepis (warto pić codziennie przez ok. 2 tygodnie, rewelacyjne oczyszcza organizm ze złogów jelitowych):

SKŁADNIKI

  • szklanka wody mineralnej
  • 3 daktyle
  • 2 łyżki mielonego siemienia lnianego
  • 2 szklanki liści szpinaku (można zastąpić natką pietruszki jest wtedy lepsze)
  • 1 banan
  • 1 łyżeczka cynamonu
  • 1 łyżeczka młodego jęczmienia (do dostania w Rossmannie)
  • 1 łyżeczka probiotyku czyszczącego jelita ( w aptekach)

SPOSÓB PRZYGOTOWANIA: Wszystko do blendera cyk i miksujemy na papkę wziuuuuuuuuuu. Następnie plum do szklanki i pijemy. 

A tu roladki szpinakowe (foto znalazłam na necie), które są fajną przekąska nie tylko na imprezę. Przepis znajdziecie na necie:

Ps. Na wagę będę wchodziła raz w miesiącu. Chociaż już mnie korci :D


31 lipca 2017 , Komentarze (3)

No cześć! Witajcie w ten upalny poniedział. Kiedyś często powtarzałam: "od poniedziałku biorę się za siebie". Teraz nie musiałam tego mówić bo wzięłam się w garść w zeszły poniedziałek :D 

Kilka słów o weekendzie. W piątkowy wieczór oglądaliśmy różne filmiki o zjawiskach paranormalnych. Później mąż próbował przekonać mnie, że musimy sprawić sobie tabliczkę Ouija, żeby pogadać z duchami. Oczywiście nie ma takiej opcji. On oszalał, jeszcze tylko opętania mi brakuję... W sobotę byłam w lesie. Aktywność maksymalna, pięć godzin łażenia i przedzierania się przez dzikie knieje. Grzybo-zbiór marny ale na sos było. Wyprawa odbyła się w składzie: tata i mąż. Był też pies i paw. Pisząc "paw" nie mam na myśli ptaka. Po prostu pies był tak podekscytowany wyprawą, że puścił bełta w aucie. To był bełt psiej miłość (pies) Później mąż z efektami niczym Spielberg, nakręcił film, w którym ucieka przed Wielką Stopą. Haha było wesoło. Po powrocie do domu padliśmy na trzy godziny. Wieczorem dopadła mnie słabość i wypiłam kilka drinków - gin z tonikiem. Eh no trudno...dobrze, że przynajmniej z jedzeniem nie pofolgowałam. Niedziela spędzona w domu. Było tak gorąco, że odpoczynek w domu wydał się pomysłem bardzo rozsądnym. 

Dodatkowo nastały dla mnie ciężkie babskie dni. Jestem spuchnięta ale za dwa dni powinno być już ok. Kolejne dni mają być upalne więc arbuz wjeżdża do gry . Uwielbiam ten owoc. Pychota mniam. 

Patrzcie na tą fotę :D Huehuehue

28 lipca 2017 , Komentarze (3)

Lubię piątki dlatego postanowiłam wturlać się na wagę. No i co? No i szósteczka z przodu. W zasadzie 69,02kg ale sobie zaokrągliłam do 69 kg :P Mały sukces a micha się cieszy :D

Kurcze, powiem Wam, wczoraj kontemplowałam pijąc mineralkę i wiem już, że dorosłam do zmiany złych nawyków żywieniowych na te dobre. Nie to co kiedyś, głodówki, hardkorowe diety, magiczne tabletki, które niszczyły mój organizm. Byłam w tym wszystkim zagubiona. Właściwie od teraz nie będę używała już słowa dieta. Od teraz będzie to mój sposób żywienia. Jem śniadania, obiady, kolację, przekąski. Nie wtłaczam w siebie tony żarcia. Po prostu jem, żeby dostarczyć energii organizmowi. Jem wtedy kiedy jest na to pora. Jest to fajne.

Najbardziej w tym wszystkim cieszy mnie jednak moje samopoczucie. Mam więcej mocy, nie jestem zamulona, nawet japa mi się lekko wygładziła (w sensie cera poprawiła ;P). Trochę gorzej z ćwiczeniami. No nie lubię, nie lubię. Nie mogę się w nie wdrożyć. Nie wiem jak być systematyczną w ćwiczeniach. Mam zamiar nabyć hulahop chociaż bardziej powinnam robić coś na dolne partie ciała. No cóż, małymi kroczkami do przodu. Kręcenie hula też nie zaszkodzi.

 Jutro jadę do lasu. Będę obcowała z naturą biegając po mchu. Póki co kończę bo w pracy urwanie głowy się zrobiło. 

27 lipca 2017 , Komentarze (5)

Wczorajszy dzień był udany do godziny 20:00. Właśnie wtedy popełniłam haniebny czyn i zjadłam sękacza orzechowego, o masie 32 g i o wartości ok. 108 kcal. Piszę o tym tutaj, żeby pamiętać jaka byłam słaba. Chłosta! 

Na wagę póki co nie wchodzę bo się trochę dygam.

26 lipca 2017 , Komentarze (8)

Dzisiaj robię pory z szynką zapiekane pod beszamelem. Gesslerowa ze mnie żadna ale powinnam podołać. Pamiętam ten smak z dzieciństwa i wyobraźcie sobie, że ostatni raz jadłam tą potrawę właśnie w dzieciństwie. Tak mnie jakoś naszło i nie ma wyjścia trzeba zakasać rękawy. Teraz wytłumaczę dlaczego pory szatańskie. Dlatego, że wiąże się z nimi szatański plan ]:>Gdy ja będę pichciła pory to mąż pójdzie z psem na spacer. W tym czasie wstawię pory do piekarnika i będę miała czas na ćwiczenia. Jest to to dosyć fajna sprawa bo wczoraj gdy ćwiczyłam to miałam przeszkadzaczy. Mąż się kręcił a pies gryzł mnie po nogach. Mamy w domu 35 kilogramowego amstaffa, który we wszystkim widzi zabawę i bardzo dużo je. Teraz właściwie zastanawiam się czy traktuje moje nogi jako zabawę czy jako potencjalny pokarm. W końcu są takie apetycznie tłuściutkie ;) Dziwny ten nasz pies ale uwielbiam bestie.

W kwestii mniejszych i większych sukcesów: trzymam się diety i ćwiczę. Jest dobrze. Bardziej obawiam się weekendu dlatego już zaplanowałam wyjazd do lasu. Pochodzę to spale trochę kalorii i może uda mi się nazbierać jakieś halucynki na sos :P Tak serio ostatnio w lesie jakoś dwa tygodnie temu było dużo podgrzybków i trochę czerwonych kozaków. Tydzień temu maślaki. Jest szansa, że teraz też coś będzie.

Na zakończenie przytoczę motywacyjne słowa mego męża: "jak zobaczę, że schudłaś dyszkę to też jadę z tym koksem". Normalnie mistrz motywacji. Specjalne schudnę, żeby zaczął lżej jeść - bo aktualnie jego ulubiony owoc to kotlet a warzywo kiełbasa. Mięsożerca 100%. Eh te chłopy :P

Ps. Dzięki za fajne komentarze i porady. Jesteście super! 8)

25 lipca 2017 , Komentarze (15)

Wczorajszy pierwszy dzień mojej przemiany uważam za udany. Zjadłam pięć zdrowych posiłków i czułam się z tym bardzo dobrze. Trochę mało wypiłam wody (dziś nadrabiam) i zamiast ćwiczeń poszłam na spacer z psem. Oczywiście byłoby zbyt pięknie gdyby wszystko potoczyło się wzorowo ale i tak jestem zadowolona. Trzymałam się diety. 

Dużym ułatwieniem jest dla mnie mój obojętny stosunek do słodkości. Jem dopiero jak mnie najdzie zwierzęca ochota. Cukru nie używam. Gorzej ze słonymi przekąskami, czipsami, wszelkimi serami i ziemniakami. Ah te pyry<3 Jeszcze teraz gdy w sezonie królują młode z cebulką i koperkiem, mmmniam. Do tego dochodzi bardziej weekendowa zmora, jaką jest magiczny trunek w postaci wina. Tak moje drogie Vitalianki, różowe, białe, czerwone...WINO. Nie wiem jak dam radę zakończyć tą znajomość. Zastanawiam się. No cóż, do soboty mam czas a póki co za godzinę będę po pracy. Wrócę do domu i mam zamiar poćwiczyć. Na początek  pochodzę sobie z Leslie: "Walk with leslie sansone 1 miles". Ta forma ruchu jest dla mnie dosyć przyjemna i sprawia mi frajdę. Kiedyś udało mi się schudnąć 8 kilo dzięki tym ćwiczeniom i powiem Wam, że nawet wysmukliły mi się i uformowały nogi. Taaak nogi, które są moim największym kompleksem od zawsze. Wielkie uda i wielkie łydy. Tato mnie obdarzył genem masywnych nóg, żeby lżej mi się przez życie szło :DWszystko ładnie pięknie, jednak dramat rozgrywa się w momencie gdy mam dopasować jakieś jeansy :| 

Trzymajcie się w swoich postanowieniach a w chwili słabości posłuchajcie ulubionej muzyki. Mi pomaga. Tymczasem borem lasem!

24 lipca 2017 , Komentarze (6)

Postanowione. Biorę się w garść i spalam to zbędne sadło :D Ten pamiętnik będzie moją podporą. Wczoraj pijąc niedzielnego drinka dotarła do mnie pewna myśl/informacja: "jak mogłaś się tak zapuścić? Masz mniej energii niż nie jedna babcia. Rusz dupsko i zacznij coś robić". No i stało się. Boom i postanowiłam, że zrobię. Decyzja zapadła bardzo szybko. Zresztą ze wszystkim tak mam...do wszystkich spraw dojrzewam sama w swoim czasie ale jak już dojrzeję to dążę do celu. To tak jak z paleniem, tyle razy próbowałam rzucić papierosy i nic. Klapa. Do momentu aż pewnego dnia po przebudzeniu stwierdziłam, po cholerę mi te szlugi. Rzucam! Rzuciłam bez większych problemów. Teraz tak samo zrzucę ten balast z tyłka ;) Podejdę do tego zdrowo i schudnę. Nie ma innej opcji.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.