Pamiętnik odchudzania użytkownika:
laauraa

kobieta, 34 lat, Opole

163 cm, 50.00 kg więcej o mnie

Postanowienie wakacyjne: więcej ćwiczyć! :)

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

1 kwietnia 2015 , Komentarze (18)


CZEŚĆ


Niedobrze, po prostu niedobrze.
Przestałam miesiączkować, chodzę bez energii, nie mam apetytu, dostałam jakichś problemów trawiennych, kładę się spać po południu, ciągle mi zimno no i przytyłam!!! Czuję się jak babcia po siedemdziesiątce, a nawet gorzej. Wbiegając do autobusu to mi każdy powinien ustępować miejsca bo ledwo stoję. Walczyłam z tym, zmuszałam się do wyjść ze znajomymi, do jakiejś aktywności, do skupienia się na czymś, ale najchętniej to bym cały dzień leżała i patrzyła w sufit. Poza tym jakim cudem jedząc tak jak zawsze, dodatkowo ćwicząc ja mogłam przytyć?!
Pozytywne myślenie, wewnętrzne motywowanie się do czegokolwiek i przekonanie o tym, że to chwilowe w końcu mi przestało wystarczać, zaczęłam szukać przyczyny. A przyczyna na pewno nie tkwiła w pogodzie, bo ją biedną na początku winiłam.

Każdy się śmiał i mówił: CIĄŻA


No nie, to nie ciąża. Zbadałam tarczycę. Tak wyszło: 


Jakichś dużych odchyleń nie ma, ale po konsultacji z lekarzem dostałam tabletki, które mam przyjmować pół godziny przed śniadaniem i milion innych badań do wykonania. 

DLACZEGO, DLACZEGO, DLACZEGOOOOO :( 


Tyle razy czytałam o niedoczynności, ale nie myślałam, że kiedyś to mnie może spotkać..

No i taka sytuacja. 


Teraz tylko od lekarza do lekarza, ale może nie będę musiała już więcej zbierać sił na wyjście do supermarketu. Ostatnio to nawet muszę je zbierać wychodząc do łazienki. 

No ale mam nadzieję, że będzie lepiej. 


pa :*

27 marca 2015 , Komentarze (16)

CZEŚĆ :) 

Wiosna, wiosna, tak się ciepło zrobiło! ♥ 
Cieszymy się, wychodzimy z domów, spacerujemy, ubieramy się bardziej kolorowo, czujemy, że chce nam się żyć. Ale czy na pewno?
Wczoraj na wykładzie poruszyliśmy bardzo ciekawy temat. Statystyki bowiem mówią, że wiosną częściej dopada nas depresja niż na przykład jesienią. I coś w tym jest!
Nagle dzień dłuższy, na dworze jaśniej, wszędzie szczęśliwe pary, spacerujące rodziny, zielone drzewa i świecące słońce. 
Czyż nie idealny czas by zdać sobie sprawę, że my nie jesteśmy tak szczęśliwi? Może nie mamy z kim spacerować za rękę po parku, może nasza rodzina nie wygląda tak pięknie jak ta z niedzielnego spaceru, może wcześniej zimne wieczory spędzaliśmy pod kocem, a teraz nie wiemy co robić.. obniżenie nastroju gwarantowane. 

Ale jest na to sposób!
Kolejne statystyki mówią, że ludzie uprawiający sport bardzo rzadko chorują na depresję! Dlatego w gorszy dzień, gdy dopada mnie jakiś podły humor idę ćwiczyć! Wiem, że się nie chce! Kanapa jest taka miękka, a w telewizji przecież tyle ciekawych rzeczy. Popłaczmy sobie z pilotem w ręku przegryzając ciasteczka. Kusząca opcja. A najgorszy jest pierwszy krok! Ile razy siedziałam na kanapie i walczyłam sama ze sobą.

Najlepszą motywacją jest to, że jeszcze nigdy nie żałowałam, że poćwiczyłam! Legenda głosi, że ktoś żałował! Na początku jest jak na obrazku powyżej, brak energii, siła przyciągania poduszki, ale gdy wygrasz ze sobą jest już tak: 

Czy nie warto? Odpoczynek na kanapie po wysiłku nabiera nagle innego wymiaru. Lepszego! 

Ruszajmy się! To naprawdę świetny lek na stres, smutki i inne trudności życiowe. No chyba, że: 

JA NA PEWNO NIE. 

Wczoraj nie miałam co robić- poszłam biegać w przerwie padającego deszczu. Dobry humor trzyma mnie do dzisiaj :) 

Cudownie. 

Pa :*

24 marca 2015 , Komentarze (14)

CZEŚĆ :)

Wczoraj wychodziłam od chłopaka, który odwoził mnie do domu. Jego siostra ma pięcioletnie dziecko, którego akurat pilnowali jego rodzice. Dzieciak był chory, z gorączką, na antybiotyku chyba. 
- zajedziesz do Mcdonalda jak będziecie wracać? zapytała moja przyszła teściowa
- po co...?
- Filipek mówi, że zje frytki
- chcesz dać choremu dziecku fast fooda? - zareagował mój chłopak
- a co, nic ma nie jeść?! rano zjadł tylko kilka chipsów, to chyba lepiej żeby zjadł frytki niż nic! kup cały zestaw, może zje więcej. 

M A S A K R A! 


Może mam trochę zbyt wielkiego świra na punkcie zdrowego odżywiania, zwłaszcza dzieci, ale to rozwaliło mnie totalnie. I ja to widzę tak: oczywiście, że lepiej aby nic nie zjadł, niż zjadł byle co, co może jedynie spowoduje ból żołądka, bo na pewno nie wzmocni w chorobie. A druga sprawa jest taka, że dziecko z pewnością wie co robi odmawiając jedzenia i wie, że babcia wtedy kupi frytki. To już nie pierwszy raz. Kiedyś, w święta, chyba wielkanocne, gdy stół uginał się od żarcia jechaliśmy do Maka po zestaw dla biednego Filipka bo mało zjadł.  No ale nie moja sprawa.

Jednak gdy będę miała swoje dziecko to będę musiała o tym z nimi porozmawiać. Słodycze słodyczami i ciastka, czy czekolady odmawiać nie będę i w miarę rozsądku moje dzieci będą je jeść jak będą chciały. Ale na fast fooda to chyba nigdy nie zabiorę. Tak samo jak nie kupię chipsów. Na pewno poznają ten smak, ale oby jak najpóźniej i będą wiedziały, że w domu tego nie jemy. I tu nie chodzi nawet o wagę, ale o zdrowie. 

Ja też tak zostałam wychowana i później wcale się nie rzucałam na fast foody, a właśnie odwrotnie, pamiętałam że to coś niedobrego i wcale, a wcale nie ciągnęło mnie do tego. Nigdy nie widziałam jak rodzice zamawiają takie jedzenie i chyba dlatego miałam takie podejście. 

To nie na fast foodach utyłam. 

Jak takie coś: 

może być smaczniejsze od na przykład tego: 

NO JAK? :( 

A jeśli już hamburger to taki: 

Zdrowy, domowy. 

  

HAHA. 

22 marca 2015 , Komentarze (12)

CZEŚĆ


No i 


POBIEGANE! :D

Nawet jest cień szansy na polubienie tej aktywności. Dzięki siłowni, zajęciom fitness moja kondycja jest naprawdę lepsza. Dałam radę biegać 30 min z jedną kilkuminutową przerwą na marsz. Sama byłam w szoku bo rok temu moja pierwsza próba skończyła się na kilkuminutowym biegu, po którym czułam się jakbym przebiegła maraton. Uważam więc, że 30 min to genialny wynik jak na pierwszy raz. Może mogłabym nawet i dłużej, ale oczywiście nic mi nie sprzyjało, wiał wiatr, zaczął padać deszcz i buty zaczęły mnie trochę obcierać. Uznałam to za znak, że czas skończyć. Nie będę się zniechęcać na samym początku. 

Dzisiaj też pójdę zaraz po śniadaniu :)
a takie pyszne sobie jadłam wczoraj: 

Nie odkryję niczego nowego, ale kto lubi jogurty i koktajle owocowe polecam zblendować banana z mlekiem. To jest przepyszne!!! I nie równa się z żadnym sklepowym owocowo- glukozowo- cukrowym smakiem. A dodając łyżkę masła orzechowego do całości to już w ogóle najlepsza rzecz na świecie. 5 min roboty, a każdy komu zrobię się zachwyca :) Oczywiście z innymi owocami też może być, ale akurat ten bananowy smakuje najlepiej. 

Dzisiaj takie piękne słońce u mnie świeci! Lecę korzystać z wolnej niedzieli :)

PA! :*

21 marca 2015 , Komentarze (11)

CZEŚĆ

Wczoraj zrobiłam wpis o tym jak to nie poszłam biegać i coś mi się skasowało przy dodawaniu (chyba każdy zna ten ból, ja do niedawna nie znałam, już znam).
Dzisiaj ponawiam wczoraj bo znowu nie poszłam. 

No wiem. Nie ma się czym chwalić. Na dodatek nie poszłam też na mój fitness bo nie zdążyłam, za późno skończyłam zajęcia na uczelni.
chmmm... ile dni musi minąć żeby od pomysłu i tego co jest w głowie doszło do czynu? 

DLATEGO! ŻEBY NIE BYŁO! DZISIAJ ZAKŁADAM DRESIK, CIENKĄ KURTKĘ, SŁUCHAWKI I JUTRO ZDAJĘ RELACJĘ Z TEGO SZALONEGO BIEGU
Obiecuję sobie! I nie wiem skąd mi się wziął ten pomysł na spróbowanie biegania. 
Nigdy nie lubiłam. 

BIEGANIE - z czym Wam się kojarzy? 

Ja gdy słyszę to słowo od razu widzę lekcję w-fu. Tyle się mówi, że bez wcześniejszej wprawy nie da rady długo biec bez przerwy i nawet jest to niewskazane. Dlaczego więc nam na w-fie kazano biegać na ocenę przez 40min? Pamiętam jak biegłam i płakałam (nie dosłownie, ale w środku) by się tylko nie zatrzymać i dostać tą piątkę. 

Ale dam mu szansę, może się polubimy. Jeśli nie to trudno. 
Już raz miałam taką fazę i próbowałam, skończyłam z siniakiem na nodze. Podejście drugie będzie dzisiaj :) To chyba mój taki coroczny rytuał wiosenny, może za którymś razem poczuję "to coś", co ludzie czują gdy biegają. Niech tylko znowu nie będzie tak: 


PA :) 

19 marca 2015 , Komentarze (12)


CZEŚĆ! :)


Dosyć opierdzielania się i nic nie robienia! 
Według moich wcześniejszych założeń powinnam dzisiaj pisać ostatni rozdział magisterki posiadając idealną figurę. A ja kończę, ale zamiast magisterki to ostatni sezon serialu i paczkę orzeszków. Pięknie. 


Nikt nie mówił, że będzie łatwo. Ale sama zawaliłam leniąc się całymi dniami i mam teraz podwójną pracę. No ale ja nie dam rady? 


Od kilku tygodni przymierzam się do biegania i ciężko mi zacząć. To żałosne, ale ciągle coś mi wypada, a tak naprawdę nie wiem co mnie powstrzymuje. W końcu wystarczy po prostu wyjść. A ja nie mam co ubrać :D tak, to chyba najbardziej trzyma mnie w domu. W płaszczu biegać nie będę, kurtkę mam za grubą, w samej bluzie jeszcze za zimno... 

Ale w końcu pójdę! Obiecuję! 

Tak samo jak napiszę magisterkę i skończę z orzeszkami. 
Przeklęte orzeszki!!

Nawet zaryzykuję i powiem, że gorzej na nich wychodzę niż gdybym jadła czekoladę. Wciągają, nie są tak słodkie i zamulające jak czekolada, garstka za garstką znika w tempie ekspresowym, a w głowie przekonanie: a zjem jeszcze garstkę, przecież to samo zdrowie. I kalorycznie wychodzę na równi z czekoladą, a może nawet czekolady zjadłabym mniej. No wiem, słabe porównanie bo niby nie same kalorie się liczą, ale fakt jest faktem i przytyłam. 



Powinnam przejść na dietę, jak znajoma, która ostatnio pytała się o poradę: 
- muszę schudnąć znasz jakąś dobrą dietę? 
- pewnie, ogranicz słodycze, nie podjadaj, odstaw fast foody i smażone panierowane rzeczy
- yyyyy eeeeee to nie dla mnie, nie znasz żadnej innej? ja czytałam o kopenhaskiej, podobno bardzo szybkie efekty w krótkim czasie


I nie przetłumaczysz. 

Ale temat przerabiany milion razy, nie to nie :)

PA! :*

Nie ma co tracić czasu, biorę się za magisterkę. 

14 marca 2015 , Komentarze (11)


CZEŚĆ :)

Miseczka, chcę taką *_*

Piątek trzynastego. Nigdy nie był dla mnie pechowy. Do wczoraj.
Nie przyjechał mi autobus. Biegłam jak głupia na drugi przystanek by pojechać innym i zdążyć na zajęcia. Dobiegłam, wsiadłam, utknęłam w korku (uroki wykładów na 8:00). Na uczelnię dotarłam o 8:10. Wchodzę do sali- pusto. Dzwonię do koleżanki- wykład odwołany. Do domu wracałam 40min. W korku. 

Sytuacja nr 2
Z pechem nic wspólnego nie ma, ale z podniesionym poziomem mojego zdenerwowania już tak. Dzwoni telefon. Odbieram.
- Dzień dobry, dzwonię z orange, rozmowa będzie nagrywana, czy mogę zajęć chwilkę, mam dla pani korzystną ofertę i tak dalej i tak dalej...  (czyli chcę ci coś wcisnąć bo dostanę za to kasę jak ci wcisnę) 
- przepraszam nie mam czasu spieszę się (czyli błagam skończ, nie interesuje mnie żadna oferta)
- ale to zajmie dosłownie chwilkę, ja powiem o co chodzi, a pani zdecyduje czy mam później oddzwonić czy nie jest pani zainteresowana 
- dobrze, słucham, o co chodzi
(powiedz co musisz i tak odmówię)
i tu zostaje mi przedstawiona oferta, oczywiście bardzo korzystna dla mnie i tylko ja mam szansę na tak niskie rachunki, w ogóle wszystko będzie za darmo, pan się nagadał to ja mówię grzecznie
- nie dziękuję nie jestem zainteresowana
I SIĘ ZACZĘŁO. Znowu przekonywanie, podobno muszę skorzystać.
Ja twardo zostaję przy swoim i nie chcę bo dobrze jest mi z telefonem na kartę, a on mi proponował rodzaj umowy i comiesięczne doładowywanie konta z dużymi odsetkami gdy tego nie zrobię. Po moim setnym
"nie dziękuję" (przysięgam, byłam bardzo uprzejma!!) 
pan stwierdził, że muszę mieć za dużo pieniędzy, ograniczone myślenie i jeśli tak bardzo chcę to mam sobie dalej przepłacać. Rzucił słuchawką. 
NIESŁYCHANE. Z czymś takim to ja się jeszcze nie spotkałam. Powinnam mu na końcu przypomnieć, że rozmowa jest nagrywana, szkoda, nie zdążyłam. 

Na poprawę humoru zafundowałam sobie po kawałku ciasta i trochę awokado.

Uwielbiam awokado!! Ostatnio mogłabym je jeść i jeść, ciągle mam ochotę.

A wieczorem były ćwiczenia. I po złym humorze nie ma śladu. 
Dzisiaj jest idealny.



MIŁEGO WEEKENDU! :*

11 marca 2015 , Komentarze (8)


CZEŚĆ :)


Kilka dni temu było nasze cudowne święto. I oprócz kwiatka od chłopaka dostałam taki wspaniały komplement: 

"Daleko ci do typowej kobiety" 

I w sumie może i racja. Tylko co takiego wyznacza kobiecość? Ubranie? Makijaż? Obcisła sukienka, dekolt, buty na obcasie, długie włosy i czerwone paznokcie? Chyba każdy stwierdzi, że jest to kobiece. Ok. Krótkich włosów nie mam, delikatny makijaż noszę, paznokcie z reguły maluję, a sukienki zwłaszcza latem uwielbiam. 

Aleee, nie lubię kwiatów! Dostałam kiedyś dwadzieścia jeden róż na dwudzieste pierwsze urodziny i był to najgorszy prezent w moim życiu. Bo co mi po kwiatach? Tylko szkoda później wyrzucać. 

Ale bukiet idealny: 

:)

Poza tym nie przepadam za zakupami! Maraton po centrach handlowych i godziny w przymierzalniach są totalnie nie dla mnie. Zakupy nigdy nie poprawiały mi humoru, a wręcz przeciwnie! To dołujące gdy nic nie możesz na siebie znaleźć, a spodnie które ci się podobają są za małe. No i ceny! Kasa znika z portfela w tempie ekspresowym. 

Nie lubię filmów romantycznych!! Najczęściej są przewidywalne, naiwne i nudne. Para osób zakochujących się w sobie, przeszkoda, happy end. 

Mało mówię. Stereotyp kobiety, której się buzia nie zamyka to zdecydowanie nie ja. Nie czepiam się, nie analizuję, nie jestem przesadnie zazdrosna. Co najlepsze często właśnie o to mój chłopak ma do mnie pretensje.

Nie jestem wylewna w uczuciach, taki mam już niestety charakter. Nie lubię mówić o tym co czuję i sto razy bardziej doceniam nie słowa, a czyny. Powiedzieć można wszystko, większy wysiłek trzeba włożyć w działania. 

Nigdy nie marzyłam o białej sukni, bajkowym ślubie i wielkim weselu. Wręcz przeciwnie. Jak ślub to skromny, w gronie najbliższych mi osób. Zamiast wesela wakacje we dwoje w tropikalnym kraju. 

Impreza? 10 min i mogę być gotowa, nie potrzebuję kilku godzin. A naprawdę znam takie osoby. 

- Co robisz? Idziesz wieczorem na miasto? 
- A nic w domu siedzę, ale nie idę, nie zdążę.
- Wychodzimy za dwie godziny
- No właśnie...

Niestety kobieco przejmuję się sylwetką i zawsze mogłabym mieć te kilka kg mniej.
Niekobieco jednak traktuję czekoladę, która mogłaby dla mnie nie istnieć. Za to dobrym ciastem nie pogardzę. 

Ale czy prawdziwa kobieta powinna kochać zakupy, być nadopiekuńcza, wrażliwa, płaczliwa, czytać romanse, zachwycać się Johnnym Deppem, leczyć smutki czekoladą, spędzać godziny przed lustrem, gotować i plotkować? Myślicie, że coś w tym jest? Jeśli tak to naprawdę słaba ze mnie kobieta :) 

PA :) 

7 marca 2015 , Komentarze (8)

Cześć


Ciekawe jest to ile zaproszeń do znajomych można dostać po ograniczeniu dostępu do pamiętnika. A najwięcej ich było od osób, które oprócz nazwy użytkownika nie miały nic więcej na profilu. Niestety takich osób nie przyjmuję. 

I powinnam zrobić porządek wśród znajomych, bo większość pamiętników jest już nieaktualna, ale to bardzo długi proces i odpadam po kilku minutach klikania. 


U mnie wszystko nie tak. Babcia znowu w szpitalu i tydzień wyjęty z życia. Za słaba jestem, nie mogę patrzeć na cierpienie ludzi. Przejmujemy się czasami kawałkiem czekolady i zbyt dużym brzuchem, a po tym co widziałam cieszę się, że mogę mieć na tą czekoladę apetyt i zamierzam z tego korzystać w miarę rozsądku. Żyjmy. Bo to życie minie nie wiadomo kiedy, a szkoda byłoby później żałować tak głupiej sprawy jak marnowanie go na liczenie kalorii przy prawidłowej wadze. 



TYDZIEŃ BEZ ĆWICZEŃ. Brakuje mi już tego, bardzo, bardzo. Niestety nie miałam kiedy. Wracam od jutra i od razu uderzam na maraton fitness. Najlepszy lek na stres i najlepsza opcja na dzień kobiet ♥ Zrobiłam sobie nawet prezent i kupiłam buty, bo wcześniej ćwiczyłam w zwykłych adidasach, które za wygodne to nie były. 

W tych mogę wszystko. Nie czuję, że coś mam na nodze. 


A Wy które bierzecie? :) 

Ja bym się jeszcze skusiła chyba na... wszystkie!

Jeszcze dobre dresy i stanik sportowy by mi się przydał. Wygodne ubranie to plus milion do wygody i samopoczucia podczas treningu. Nie lubię gdy coś mnie uciska, ramiączko się zsuwa, a but rozwiązuje. A czasami tak właśnie było. 


Założyć kiedyś coś takiego i wyglądać w tym dobrze- marzenie! :)


SOBOTA! WEEKEND! Plany idealne, spotkanie z  Wordem. Magisterka sama się nie napisze. Mam nadzieję, że Wasze weekendowe spotkania są bardziej atrakcyjne.



PAPA :*

4 marca 2015 , Komentarze (5)


CZEŚĆ


Mamy marzec. Jak ten czas szybko leci. Też macie takie wrażenie? Masakra. 

Zbliża się wiosna, a co ja widzę dzisiaj za oknem?!?!?!?!?!?! 



ŚNIEG!



No to chyba jakiś żart, ja już chciałam odkopać swoje rolki i salę fitness zamienić na świeże powietrze. Jeszcze poczekam, zdecydowanie. 

Cały mój okres nieobecności tutaj to była walka z uczelnią, magisterką i chorobą babci. Prawie zawaliłam semestr przez pobyty w szpitalu, ale już jest lepiej. 

Wysiłek fizyczny to najlepsza metoda na stres i psychiczne zmęczenie. A dodatkowo kształtuje ciało. Są efekty. Może później dodam jakieś zdjęcia, tylko najpierw je zrobię :)

Ostatnie pół roku na studiach. Bal magisterski zapamiętam jako najlepszą imprezę w całym tym okresie. Pomijając fakt, że po wyjściu od fryzjera byłam zła, bardzo zła, bo miałam na głowie dokładnie to czego mieć nie chciałam. I nie było już czasu na zmianę fryzury. W efekcie pokasowałam wszystkie zdjęcia gdzie widać z tyłu moje włosy. 


Tu jakieś takie: 

Dzisiaj mam wolny dzień. Miałam iść na "disco polo" do kina, ale chyba się zniechęciłam negatywnymi komentarzami. Poczekam, obejrzę w domu, tak będzie bezpieczniej. 

No nic. Czas na śniadanie. 



PAPA :*

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.