Jakiś czas temu pojechałam do siostry w odwiedziny. Ona robiła obiad, ja troszkę się nudziłam i zaczęłam grzebać w albumach ze zdjęciami. I ZNALAZŁAM! Oczom nie wierzyłam. Czy ja naprawdę kiedyś TAK wyglądałam?
Zalazłam kilka starych zdjęć, gdzieś z mojego nastoletniego życia. Miałam na nich pewnie z 15 lat .. a wyglądałam chyba na 30 xD I wtedy sobie przypomniałam, że jako nastolatka byłam grubasem.
Tak, grubasem. Nie byłam "puszystą kuleczką", nie byłam "trochę przy kości", nie miałam też "okrągłej figurki". Nie bawmy się w eufemizmy, ważyłam 63 kg przy wzroście 153 cm i miałam 15 lat = byłam grubasem.
Przez cały czas podziwiałam dziewczyny z Vitalii, które wrzucały swoje zdjęcia po niesamowitych metamorfozach. A przecież sama mogę pochwalić się niemałym sukcesem. Schudłam w sumie 13 kg!
Jednak tak mocno wypieram z pamięci fakt, że byłam gruba, że aż nie potrafię cieszyć się ze swojego spadku. Bardziej niż radość czuję zażenowanie, że mogłam w ogóle doprowadzić się do takiego stanu. A przecież to nie była moja wina. Przynajmniej nie do końca.
Jako dziecko byłam pulchna, ale mieściłam się w normie. Rodzice wyrobili we mnie wiele złych nawyków - jedzenie masy słodyczy po każdym obiedzie, co sobotę blacha ciasta, którą zjadało się w kilka godzin. Najgorszy jednak był brak regularnych posiłków.W tygodniu nikt nie miał czasu dopilnować czy zjadłam śniadanie, czy jest coś na obiad. Do szkoły zamiast kanapek dostawałam pieniążka, za którego kupowałam słodką bułkę, batona albo chipsy (bo przecież w mojej podstawówce czy gimnazjum nie było zwykłych kanapek do kupienia o.O). Przychodziłam do domu - nie było nic do jedzenia, więc znajdowałam jakiś kawałek kiełbasy, który smażyłam albo robiłam sobie naleśniki czy piekłam ciasto (bo tylko to umiałam zrobić ;p). Rodzice przychodzili koło 19 i przynosili zakupy - wtedy rzucałam się na torby i wpychałam w siebie kilka bułek, zagryzałam wafelkami i popijałam zupą xD Wprost idealna wyżerka na wieczór.
Póki byłam dzieckiem nie było jednak tak źle. Odżywiałam się niezdrowo, ale się nie obżerałam.
Jako nastolatka zaczęłam mieć problemy z samoakceptacją (bo byłam już lekko okrągła - dojrzewałam wcześniej niż koleżanki - a wszystkie inne dziewczyny z klasy miały figury kościotrupów). Czułam ogromną presję związaną z pójściem do gimnazjum. Do tego siostra i rodzice zaczęli mi wytykać, że powinnam trochę schudnąć. Nie potrafiłam sobie poradzić z tym trudnym okresem w moim życiu i niestety nikt mi w tym nie pomógł. Wszyscy na około byli zabiegani i zajęci, chyba że była potrzeba na mnie nawrzeszczeć albo mi coś wytknąć.
Zaczęłam jeść. Już wcześniej jedzenie pomagało mi w osamotnieniu, złym humorze, braku akceptacji. W gimnazjum jednak zaczęłam jeść coraz więcej. Przeplatałam to głodówkami i przez to było jeszcze gorzej. Czasem nawet nie szłam do szkoły, bo chciałam się najeść jak nikogo nie będzie. Później nie szłam znowu - bo muszę zrobić głodówkę i schudnąć zanim tam pójdę. Wpadłam w zaklęte koło - byłam gruba więc byłam smutna więc jadłam więc byłam gruba ...
Każdy ma swoją wymówkę - moja jest właśnie taka.
Schudłam dopiero przed pójściem do liceum. Byłam w nowym mieście, gdzie nikt mnie nie znał, więc poczułam nadzieję, że wszystko się zmieni. W ciągu wakacji schudłam jakieś 7kg. Później jeszcze trochę. W liceum moja waga wahała się między 51 - 55 kg. Znalazłam chłopaka, przyjaciół i nie chciałam, żeby ktokolwiek dowiedział się o tym, że byłam gruba. Do tej pory nikt z moich znajomych nie wie, ile kiedyś ważyłam.
Chyba dlatego nie potrafię się cieszyć swoim sukcesem - musiałabym najpierw przyznać przed sobą i innymi, że byłam gruba.
Z drugiej jednak strony piętno nadwagi będzie prześladowało mnie przez całe życie. Teraz wyglądam już dobrze, ale patrząc w lustro cały czas widzę grubą osobę. Wielu rzeczy w sklepach nie chcę nawet mierzyć, bo przecież "to nie dla mnie". Chyba nigdy nie będę czuła się szczupła - za mocno pamiętam to uczucie, które towarzyszyło mi jak miałam 15 lat.