Ludzie mówią, że żeby pokochać siebie trzeba się zaakceptować.
Żeby się zaakceptować ja muszę schudnąć.
Ostatnio dodane zdjęcia
Znajomi (10)
O mnie
Archiwum
Informacje o pamiętniku:
Odwiedzin: | 8696 |
Komentarzy: | 93 |
Założony: | 12 czerwca 2013 |
Ostatni wpis: | 5 marca 2020 |
Postępy w odchudzaniu
Żeby pokochać siebie trzeba się zaakceptować?
Ludzie mówią, że żeby pokochać siebie trzeba się zaakceptować.
Żeby się zaakceptować ja muszę schudnąć.
Ćwiczenia spoko, gorzej z dietą!
Cześć!
Kurczę, wszyscy mówią, że ważniejsza jest dieta niż ćwiczenia. Jeśli to prawda to chyba nigdy nie schudnę
Nie mogę, normalnie nie mogę wejść do sklepu i nie kupić chociaż czekolady/batonika/chipsów. Chyba muszę przestać po prostu chodzić do sklepu
Chociaż sporym sukcesem (jak na mnie) jest fakt, że od dwóch miesięcy nie zjadłam czerwonego mięsa, a od tygodnia nie piję Pepsi. Jeszcze niedawno nie wyobrażałam sobie nie zjeść schabowego, a kiedy musiałabym zrobić go sobie sama, odpuszczam. Kurczak robi się szybciej.
Na siłownię chodzę. W tym tygodniu będzie 2x siłownia + 1x zumba. A od przyszłego tygodnia już regularnie 1x siłownia, 2x zumba. W przypływie energii skoczę jeszcze raz na siłownię. Jednak comiesięczny abonament motywuje. Nie chce się, ale idę.
Bronię się jak mogę przed ważeniem, ale chyba w piątek to zrobię. Porównam... Choć nie wiem czy nie zadziała co demotywująco. Zobaczymy czy się odważę i zważę.
Ponawiam pytanie - czy ktoś zna stronę/bloga z prostymi, szybkimi bezmięsnymi przepisami?
45 dni do urlopu! Ile można schudnąć?
No dobra. Nawet nie wiem kiedy z trzech miesięcy zrobiło się 1,5. Jeszcze 45 dni mojej walki, żeby z mniejszym wstydem pokazać się na plaży. Ale to nie plaża jest moim głównym celem! Chcę pojechać do rodziny trochę odmieniona. Nie chcę się wstydzić pokazując zdjęcia znajomym. Bo tak, to właśnie zdjęcia są moją główną zmorą. Na zdjęciach zawsze wyglądam na 2x większą niż jestem, obiektyw nigdy nie był dla mnie łaskawy.
A może faktycznie jestem taka jak na zdjęciach, a to lustra są dla mnie łaskawsze? Powiem szczerze, że nie wiem. Wiem za to jakie jest rozwiązanie tego problemu :)
Po prostu muszę schudnąć. I wtedy ani obiektyw ani lustra nie będą mi straszne :)
Na siłownię pojadę jutro. Dziś skorzystam jeszcze z niedzieli. Zjadłam ostatni słodycz, który znalazłam w domu - Princessa orzechowa - przepadłam ostatnio za nią.
Teraz tylko pilnować się, żeby do koszyka w sklepie nie wpadły kolejne grzechy.
Dania bez mięsa? Macie jakieś pomysły?
Wróciłam, nie wiem na jak długo, ale wróciłam.
Zmieniło się niedużo. Wciąż brnę przez życie samotnie. A, no tak, nie samotnie. Wraz z nadprogramowymi kilogramami, a trochę ich jest, więc w zasadzie nie jestem sama, a jest nas całe stado
Pierwszy raz w życiu zapisałam się na siłownię! Staram się chodzić 2-3 razy w tygodniu. Mam też w ramach pakietu nielimitowane zajęcia i tak trafiłam na cudowną zumbę.
Kiedyś chodziłam na "zumbę", ale to nawet nie był w połowie odpowiednik prawdziwej zumby, na którą teraz uczęszczam. Tyle energii, tyle wyzwolonych emocji, tyle radości! Mogę śmiało powiedzieć, że uwielbiam to
Ponadto właśnie się zastanawiam nad zmianą swojej diety. Uwielbiam mięso, ale zaczęłam mieć ostatnio wrażenie, że nie potrzebuję go już tak bardzo, jak kiedyś, a gdyby jeszcze połączyć to z moją niechęcią do gotowania, stania przy garach i smażenia (wolę piec) to wnioski nasuwają się takie, że może dania bezmięsne byłyby łatwiejsze, szybsze i zdrowsze? Na pewno nie chciałabym wyeliminować ryb.
I w związku z tym pytanie do Was.
Czy znacie jakieś blogi/strony, gdzie znajdę w miarę szybkie, proste i z niezbyt skomplikowanych składników dania?
Będę wdzięczna!
Może powiem coś kontrowersyjnego, ale... czasem może macie tych kilogramów za dużo... czasem może się poddajecie... toczycie nierówną walkę... pokonuje Was schabowy czy paczka czipsów ;) A ja chciałabym Wam powiedzieć: I CO Z TEGO, JAK MACIE RODZINĘ?! :) Jak macie męża, dzieci. Kogoś bliskiego, z kim możecie się podzielić swoimi swoimi wątpliwościami. Radościami i smutkami :) Sukcesami i porażkami. Możecie usiąść wieczorem przed telewizorem i chociażby ze sobą wspólnie pomilczeć.
Macie kogoś, kto jest Waszym wsparciem. I to jest to, czego ja Wam niesamowicie zazdroszczę!
Ja, poza moimi nadprogramowymi kilogramami, nie mam nikogo. Oczywiście, mam cudowną mamę, ale wiecie... to nie to samo. Często sobie wypominam, że 80-kilogramowej mnie nikt nie będzie nigdy chciał. I na razie tak jest. Często się zastanawiam jak to jest, że tyle nas z nadwagą ma kogoś, bo ja odnoszę wrażenie, że dzisiejsi faceci patrzą tylko na wygląd i po prostu nie lubią okrąglejszych dziewczyn.
Wiecie jak to jest, gdy nikt się o Was nie troszczy? Gdy nikomu nie zależy na tym jak się czujecie i co czujecie? Gdy nikt Ci nie powie "oszczędzaj się" gdy pracujesz na 1,5 etatu, a wręcz zasugerują, że powinnaś podczas gdy sami nie mogą, bo "druga połowa" im na to nie pozwala? Czasem ze względu na sam fakt przemęczenia czy braku czasu dla tej drugiej osoby. Czasem potrzebujemy głosu miłości, kogoś, kto z troską powie "rzuć tę robotę". Mam dość tej samodzielności i tego, że ciągle muszę myśleć sama o sobie i sama o siebie dbać. Czasem chciałabym, żeby ktoś tak pomyślał czy zadbał o mnie ;)
A jak już mowa o tej "robocie" to robię po 16 km szybkim tempem w ciągu dnia, wracam wykończona jak po intensywnym treningu i nawet nie chudnę, tak to byłby jakiś plus całej tej sytuacji :)
Także dziewczyny! Doceńcie to, że nie jesteście same! Że jest ktoś, kto Was kocha mimo wszystko! Słowo na weekend (dla mnie, niestety, pracujący) ;)
To szok - ja znów na rowerze :-)
Tak, tak! Kolejna niedziela na rowerze. Dziś to ponad 17 km! Wróciłam padnięta. Ale nie żałuję. W ciągu tygodnia świat się zmienił, zrobiło się bardziej zielono, wszędzie pachnie kwiatami, kwitną drzewa. Kilka kilometrów od domu nawet ten kraj na wiosnę wygląda ładnie.
Tylko w każdej kolejnej mijanej wsi te psy na metrowych łańcuchach... to przeraża. Ale to chyba tylko mnie...
Nad rzeką przepięknie, cisza, spokój, nie słychać ryku motorów, jeżdżących samochodów. Siedzą tylko wędkarze w słoneczku. Szumu wody mogłabym słuchać godzinami. Raj dla duszy i ciała. Relaks pełną parą. Gdyby tylko mój pies podzielał moje pasje i chciał posiedzieć spokojnie nad rzeką, byłabym w niebie ;) Ale to buntownik z natury i woli obszczekiwać wszystko, co się rusza, a usiedzenie w miejscu 10 minut sprawia mu trudność. I to nic, że ma ponad 10 lat, mam wrażenie, że czuje się na góra 2
Zastanawiam się czy na rowerze się spala kalorie, a raczej jak dużo. Czy więcej bym spaliła ćwicząc cardio Mel B, które wciąż jest dla mnie wyzwaniem? Szczególnie te ostatnie 3-4 minuty ćwiczeń? Czy jednak bardziej opłaci się zrobić te 17 km?
Jutro znów początek tygodnia. Kolejny ciężki tydzień w pracy, ale większość "roboty" odwalona, więc wierzę, że będzie OK. Poza tym przynajmniej jak jest natłok zajęć to tygodnie pędzą jak szalone, nawet nie zauważam kiedy.
Oby do jesieni!
Weekend był naprawdę... przyjemny, jak na fakt, że mamy wiosnę. Zrobiłam jakieś 8 km na rowerze, całkiem całkiem jak na pierwszy raz w tym roku, szczególnie biorąc pod uwagę to, że nie cierpię jeździć rowerem, mamy w okolicy trudne warunki - gdzie się pojedzie - wszędzie pod górę :) Za to widoki fajne, rzeka i w miarę świeże powietrze. Trochę odetchnęłam, choć swoje teraz odczuwam, ból tyłka (:P), pleców, dłoni. Ale dojdę do siebie. To trochę takie moje małe rozgrzeszenie, bo nie ćwiczyłam od kilku dni, a dziś pęka mi głowa, leżę, odpoczywam i chyba się nie zwlekę na matę...
Ja tak bardzo poproszę jesień! Kto może załatwić? :)
A jak u Was? Jak dieta? Słońce pomaga czy wręcz przeciwnie? Wiosna motywuje?
Nie lubię wiosny, nie chcę lata.
Najbliższe miesiące będą dla mnie nie najlepsze. Przepełnione stresem, nerwami, złością. Wszyscy się dziwią, że nie lubię wiosny, lata. Nie lubię i mam ku temu własne, osobiste powody. I to wcale nie chodzi o otyłość i o to, że muszę z nią walczyć. Nawet bym wolała, żeby to było powodem.
Ale ja jeszcze mam nadzieję, że przyjdą takie czasy, kiedy będę się cieszyła z każdego promyka słońca.
Niestety, jeszcze nie w tym roku.
Będzie mi ciężko, a tu jeszcze trzeba wytrwać w postanowieniu i ćwiczyć regularnie. Przedwczoraj nie ćwiczyłam, miałam to zrobić wczoraj, nie udało się. Nerwy wzięły górę. Leżałam skulona nie mając siły się zebrać w sobie. Dziś było podobnie - kolejne złe wiadomości, kolejny dół... ale tym razem jakoś wzięłam się w garść i zrobiłam Cardio z Mel B. Jest na razie ciężkie, ale będzie lepiej. Musi być. To jedyne "będzie lepiej", w które na chwilę obecną wierzę.
Niemniej jednak życzę wszystkim powodzenia!
Aa... i pięknych, rodzinnych świąt. Cieszcie się za mnie każdą wolną chwilą z najbliższymi!
Mel B vs. Chodakowska - co wolicie?
Kochani!
Ćwiczę z Mel B. Jest zdecydowanie za wcześnie na efekty, ale kiedyś ćwiczyłam z nią regularnie i po miesiącu widziałam już pierwsze efekty. Później niestety, przestałam. A jak to jest z Wami? Ktoś ćwiczył z nią? Jakie partie ciała? Przyznam szczerze, że nie mogę się przekonać do Ewy Chodakowskiej. Obserwuję ją w Social Media i strasznie polubiłam tę dziewczynę. Mój problem polega na tym, że...
W pojedynku 40 minut Ewki vs. 15 minut Mel B (robię rozgrzewkę i na razie tylko brzuch, planuję w przyszłości kolejne partie ciała, na pierwszy ogień pójdą nogi) na razie zdecydowanie wygrywa Mel. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że trudniej jest mi się zniechęcić. 15 minut leci szybciutko, większość ćwiczeń wykonuję, a w przypadku, nawet najłatwiejszego dla początkujących, Skalpela, po 15 minutach czuję znużenie, szczególnie mając na uwadze fakt, że przede mną jeszcze dwa razy tyle!
Oczywiście nie wykluczam przerzucenia się na ćwiczenia Ewy, wręcz do tego będę dążyć. Po prostu muszę zacząć ten wysiłek powoli, bo znam siebie i wiem, że zaraz się zniechęcę, jeśli nie będę w stanie wykonać od razu treningu Chodakowskiej.
Dajcie znać koniecznie co polecacie! Czy w ogóle takie ćwiczenia przyniosą jakiś zadowalający efekt?
Tak naprawdę dopiero teraz czuję, że żyję.
Jestem.
Żyję.
Tak naprawdę dopiero teraz czuję, że żyję.
18 minut i 30 sekund Killer'a. Najpierw było 12, później prawie 16, a teraz 18 minut i 30 sekund. To nawet nie jest połowa treningu, ale ja i tak jestem z siebie dumna, choć robię małe postępy. Ale za każdym razem w połowie pierwszych ćwiczeń zasadniczych jest mi niedobrze i myślę, że to już koniec, a jednak idę coraz dalej, małymi kroczkami :) Dziś był też dłuższy spacer z psem.
Może nie wiecie, ale moim hobby są konkursy i to mnie często gubi ;) Dlaczego? A dlatego, bo głównie gram w te promocyjne - tu trzeba kupić chipsy, tu Pepsi i tak to się kończy. Postanawiam wrzucić to wszystko głęboko w szufladę i nie pożytkować... Ale kod z chipsów trzeba znaleźć wewnątrz opakowania... i tak jakoś dziś się skusiłam na małe Lay'sy. Plus jest taki, że nie sprawiło mi to przyjemności, a teraz, po treningu nie mogę już na nie patrzeć :)
A jak Wasze postępy? Jak Wasze starania?