Minął mniej-więcej rok, od kiedy zaczęłam zmieniać siebie.
Nie pamiętam dokładnie dnia, w którym stwierdziłam, że tak dłużej być nie może.
Wiedziałam, że moje ciało waży więcej niż kiedyś. Nie podobałam się sobie. Moja samoocena była niska, samopoczucie kiepskie.
Bałam się wejść na wagę.
Nie było żadnego BUM, żadnego "od dzisiaj przechodzę na dietę i zaczynam ćwiczyć". Na vitalię trafiłam dość szybko, ale przez jakiś czas tylko czytałam. Powoli zaczynałam wierzyć, że skoro tylu dziewczynom się tutaj udaje - ja też mogę.
Popełniłam mnóstwo błędów i głupot. Przez pierwsze dwa tygodnie moja dieta polegała np. na jedzeniu prawie samych warzyw i owoców. Po tych dwóch tygodniach odważyłam się wejść na wagę. Było 61,8. Rozpłakałam się.
Któraś może napisać - bez sensu, nawet nie miałaś nadwagi! Nie miałam. Jednak przez cale moje dotychczasowe byłam chuda jako dziecko a później szczupła. Lubiłam swoją figurę, uważałam ją za swój atut. Wystarczyło kilka miesięcy lenistwa i głupoty żeby go zaprzepaścić. Łzy były mieszaniną złości i bezsilności.
Później jadłam mało, zdecydowanie za mało. Czasem nie przekraczałam nawet 1000 kcal. To są już początki mojego pamiętnika. Popadłam w lekką paranoję. Ważyłam plaster szynki, szukałam w internecie ile ta konkretna może mieć kalorii i wpadałam w panikę gdy nie było stosownej informacji.
I co - nic. Może dietę ok 1000 kcal prowadziłam zbyt krótko, żeby była aż tak szkodliwa jak trąbicie i dość szybko się zreflektowałam (choć wciąż jadłam dość mało) ALE nie odczułam żadnego spowolnienia metabolizmu ani nie zarejestrowałam efektu jojo.
1 stycznia zrobiłam pierwszy skalpel. Powoli (i nie bez problemów!) przechodziłam na lepszą stronę mocy. Stronę osób aktywnych.
W kwietniu zaczęłam biegać.
Od wakacji praktycznie nie jestem na diecie.
Jem zdrowiej, ale bez przesady.
Ruszam się, ale bez przymusów.
NIE TYJĘ
Nie zrobiłam niczego szczególnego. Schudłam niecałe 10 kg w ciągu ostatniego roku.
Zrobiłam ogromny postęp we własnej psychice.
WIEM, ŻE MOIM NAJWIĘKSZYM WROGIEM JESTEM JA SAMA.
Wiem, że potrafię siebie pokonać.