Ostatnio dodane zdjęcia

Sylwetka

Poprzednia Początkowa sylwetka
Obecna Obecna sylwetka
Cel Mój cel

O mnie

Mam 40 lat, skończone kilka dni temu i kolejny raz chcę podjąć walkę, a właściwie zmienić tryb życia i np. zacząć biegać, a nie tylko myśleć o tym, że biegam. I wcale nie traktuję tego jako postanowienia noworocznego i efektu przemyśleń związanych z kolejną przeżytą dekadą, no może trochę, bo jakbym zrobiła to rok temu, to teraz byłabym laska i to z jaką kondychą i na Giewont bym wbiegła, a nie ledwo się wdrapała (i tak uważam to za sukces, że nie zawróciłam) Co mnie skłoniło? Brak fajnych ciuchów w rozmiarze 48-50, wylewający się brzuch z tych ciuchów co mam, no i kropką nad i jest te ostatnie 3kg po świętach, masakra, cały czas czuję się jakby ktoś we mnie napompował balon i nie jest to miłe uczucie, ciężko się schylić i czuję coraz mniejszą ruchliwość stawów., a co będzie za 10-20 lat? Strach pomyśleć, zwłaszcza patrząc na moją mamę, która ma problem zrobić kilkadziesiąt metrów na spacerze, zresztą przed spacerem musi odpocząć, bo jest tak zmęczona ubieraniem się i często z niego rezygnuje zamykając się z łóżku przed tv. Znajomi z liceum organizują spotkanie i chcą żebym przyjechała, a ja od razu zdecydowałam, że nie pojadę ze świadomością, że 20kg temu nawet bym się nie wahała, byłam w końcu duszą towarzystwa, a teraz jest mi po prostu wstyd, bo zdaję sobie sprawę, że moja tusza jest efektem totalnego zaniedbania, lenistwa i niechlujstwa. Nie chcę nawet w wyobraźni słyszeć ich komentarzy "co ona z siebie zrobiła" A co by było jakby któryś z synów chciał się żenić? Matka wieloryb? Błeee A mąż? W ciągu ostatniego 1,5 roku schudł 20kg, i to tak mimochodem, mniej jadł zwłaszcza kolacji, mniej piwa, więcej robót okołodomowych (to też niezły fitness) U nas nastała moda baloników do żołądka, dość szybki efekt, ale zastanawiam się co się stanie po pół roku jak wyjmą im te baloniki?

Informacje o pamiętniku:

Odwiedzin: 75789
Komentarzy: 3092
Założony: 3 stycznia 2013
Ostatni wpis: 9 września 2014

Pamiętnik odchudzania użytkownika:
gruszkin

kobieta, 51 lat, Warszawa

158 cm, 87.00 kg więcej o mnie

Postępy w odchudzaniu

Najskuteczniejsze odchudzanie w Polsce.

Wpisy w pamiętniku

16 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Trening był dziś typowym cardio, jeszcze z godzinkę czułam się jak dętka, ale było to super uczucie i zaczynam je lubić.
Na obiadek dziś znów miałam mało czasu więc była pierś na patelni grillowej i marchew z groszkiem na mleku, mężowi zagęściłam mąką, swoją porcję odłożyłam bez mąki.
Skusiłam się na kilka paluszków, ale max5 więc nie liczy się ;)
Nie wiem czy zauważyłyście, ale prawie wcale nie jadamy ziemniaków itp, czasem ryż albo makaron, od ładnych kilku miesięcy na obiad u nas są tylko warzywa z mięsem, chyba, że w weekendy jak synkowie się zjawią.
Kolacyjka to były dwa jajka na miękko, pomidor, kawałek ogórka i ok10 oliwek, do tego zielona herbata. W ogóle nie pijam czarnej herbaty od kiedy przestałam słodzić ze 4 lata temu, nie smakuje mi, toleruję tylko zieloną liściastą, albo expresową grapefruitową z biedronki, polecam, no i różne owocowe.
Ostatnio zaczęłam myśleć o swojej skórze, co to będzie jak schudnę, bo teraz na brzuchu mam jej sporo, więc zaczęłam czytać i zaczęłam się szorować na sucho szczotką
czymś takim, tylko nie wiem jakiej firmy
http://wizaz.pl/kosmetyki/produkt.php?produkt=43594
przyjemne uczucie, muszę się rozejrzeć za taką na rączce do pleców, bo nie zawsze mąż jest w zasięgu ręki. Podoba mi się, a efekt ponoć lepszy niż balsamowanie o czym i tak najczęściej zapominam, albo się nie chce, ale muszę się zmotywować i balsamy używać, a wczoraj wyrzuciłam 4 przeterminowane :(
Jutro mam dość stresujący dzień, aby dotrwać do 13tej, a potem obiadek i spóźniony trening, bo rano będę czym innym zajęta. A jutro czeka mnie półtoragodzinna yoga, mam już klocki do niej żeby wszystkie ćwiczonka wykonywać prawidłowo.

15 stycznia 2013 , Komentarze (6)

Waga -2,6 przez tydzień,  HURRA!!!
Wiem, że sporo i nie liczę na ciągły taki spadek, zwłaszcza, że pewnie tam były pozostałości świąteczne, których stosunkowo łatwo się pozbyć (tak myślę)
Wczoraj był ten dzień, ale dopiero dziś mam czas usiąść do kompa. I opisać wczorajszy dzionek.
Rano był fryzjer i ledwo wstałam, żeby zdążyć i zjadłam tylko mandarynkę, jak wróciłam było prawie południe i skoczyłam na chwilę do kumpeli, u niej zjadłam kanapkę (chleb, żółty ser i ogórek) i źle mi było bez owsianki.
Koło 14 ruszyłam w tan, czyli p90x drugi raz plecy i piersi, na koniec brzuszki. Dużo więcej i dokładniej mogłam zrobić, widzę olbrzymi postęp w elastyczności i sile, a to nieźle motywuje, chcę więcej.
Na zrobienie obiadu miałam kwadrans i przydała się zamrażarka, ugotowałam bób z fasolką szparagową (jemy na sucho bez żadnych masełek), do tego duszona pierś z kurczaka (mam taką pomrożoną i znów zrobię) i trochę razowego makaronu, który leżał sobie w lodówce. Wyszło 20 minut(tyle gotował się bób) i było bez grzechu, a kiedyś bym odsmażyła kiełbasę jakbym miała tyle czasu, więc różnica ogromna, przynajmniej dla mnie.
Kolacja, to resztka bobu i fasolki, do tego pokrojony ogórek i korniszon.
A w nocy dopadł mnie pęcherz, aż dreszczy dostałam, już jest lepiej, pomógł furagin i termofor, ale nocka zarwana i dzień też rozbity, dobrze, że jestem na zwolnieniu.
A teraz dochodzę do siebie, zjadłam trochę surowych pieczarek wymieszanych z kukurydzą, tak na sucho, do tego kefir i kawka i zbieram się do kolejnych ćwiczeń dziś plyometrics, czyli sporo skakania.

13 stycznia 2013 , Komentarze (4)

Z tą moją samodyscypliną to bywa różnie. Wieczorem skusiłam się na 3 drinki i 2 czekoladki, ale poprawiacze humoru też są potrzebne, lepiej się gada i potem sex jakiż taki swobodniejszy.
Na obiad wczoraj zjadłam tylko rosołek z makaronem. A wieczorem resztkę śledzi. A dziś na drugie śniadanko była odrobina duszonej piersi i sałatka z pekinki i dodatków (chłopakom robiłam tortille, a sama zjadłam trochę nadzienia. Wcześniej zaliczyliśmy 7km spacer w dość niezłym tempie i po tygodniu ćwiczeń dużo lżej mi się szło, przede wszystkim bez zadyszki, a tempo było dosyć, dosyć, miałam mokre plecy.
Przed chwilą skończyliśmy obiad, chłopaki padli na kanapach, a ja tutaj piszę, że zrobiłam zapiekane naleśniki ze szpinakiem, fetą i trochę duszonej piersi posypane mozarellą, pycha, zjadłam tylko jednego i zapiłam sokiem pomidorowym, a potem tradycyjnie yerbą, a teraz wodą. Strasznie mi się dziś chce pić, teść mawiał, że to na mróz, mam nadzieję, że nie będzie za duży.
Zaczynam myśleć nad prezentem dla siebie jak osiągnę 70kg i na razie przychodzi mi do głowy tatuaż, albo tragus i na razie nie mogę się zdecydować i nie wiem czy na tragusa nie jestem za stara. Ale jeszcze mam trochę sporo czasu na decyzję ;)
Na razie jutro idę zmienić fryzurę, zapuściłam dość długie włosy i jest z czym poszaleć, a chce mi się szaleć, zobaczymy.

12 stycznia 2013 , Komentarze (2)

Melduję się po piątym treningu. Z maty podnieść się nie mogłam po brzuszkach, ale za to pierwszy raz podnosiłam się z leżącej pozycji do pionu, wcześniej nie dawałam rady, a dziś niespodziewanie UP i jestem w górze, kładę się i znów siadam, szok, przy trzecich brzuszkach. Na pewno inne treningi też mi wzmacniają mięśnie pleców. Więc jestem pozytywnie nastawiona.
Tylko zastanawiam się czy znajdę wieczorem czas na kenpo, bo we wtorek nie ćwiczyłam i mam jeden dzień do tyłu, a program jest ustawiony na 6dni i jeden przerwy, toż to nie będę ćwiczyła w niedzielę. A może w tym tygodniu odpuszczę kenpo i zrobię je za tydzień, w końcu mój organizm chce lenistwa.
Z tego co zrozumiałam kenpo, to ma sporo elementów ze sztuk walki, jakieś boksowania itd, zobaczymy.
Idę zjeść owsiankę, rano zjadłam banana i woda, woda, przed treningiem, w trakcie i po.
I muszę coś wymyślić na obiad, na razie wiem, że będzie rosół, bo syn przyjechał i uwielbia, a co jeszcze to nie mam jeszcze weny.

11 stycznia 2013 , Komentarze (8)

Wpadłam tylko napisać co zjadłam.
Na obiad zrobiłam rewelacyjną rybkę pieczoną z warzywami. A mianowicie na folię aluminiową położyłam starkowaną marchewkę, na to cukinię w półplasterkach, troszkę soli i ziół prowansalskich, na to paprykę w paskach, a na to pieczarki w plasterkach, a na to posoloną rybę (ja miałam czarniaka i mintaja) zawinąć w sreberka i na pół godziny do piekarnika. Do tego podałam makaron pełnoziarnisty. Pycha, mężowi i synowi też smakowało.
Na kolację śledzie z kukurydzą i jogurtem. I pół gruszki. I dziś nie wytrzymałam, zresztą bez wyrzutów sumienia kostkę czekolady, a właściwie czuję dumę, że to była tylko kostka.
Pierwszego tygodnia p90x nie skończyłam, a już szukam następnych części, zaraziłam się bakcylem i mam nadzieję, że szybko mi ta choroba nie przejdzie. Najlepsze jest to, że codziennie ćwiczy się co innego, niezdąży się znudzić, z Ewą jak ćwiczyłam, a wcześniej z Cindy Crawford, z nią najwięcej, bo kilka miesięcy, to znałam każdy grymas twarzy, a tu jest 12 filmików w pierwszym 3miesięcznym programie.

11 stycznia 2013 , Komentarze (4)

 Pamiętajmy o naszych dzieciach żeby je nauczyć zdrowego życia, ja patrzyłam na mamę, która siedziała i siedziałam, w pracy, w domu. Pamiętam, że nigdy jej się nie chciało ruszyć żeby pograć w badmintona, a dupa rosła i rosła, teraz ma chyba 54 rozmiar. Ciężko jej zrobić  więcej niż 100m bez podparcia, niby nie jest kaleką, ale właściwie jest, jest ofiarą własnej tuszy, lenistwa i łakomstwa. Nie chcę być taka, a zaczynam.
Pamiętam babcię, też miała problem, ale trzymała wagę (wprawdzie za dużą) latami, miała sukienki, które miały 20, 30 lat i cały czas były dobre, ale codziennie spacerowała niezależnie od pogody, jeździła na wczasy, a co piątek robiła sobie dzień oczyszczający , jadła tylko jabłka i piła i tak latami. Zawsze mnie denerwowało jak mnie częstowała czekoladą i dawała dwie kostki, a resztę chowała! a ja chciałam całą! A ona była mądra, tylko jednak za mało mądra żeby mi to wbić do głowy, albo ja nie chciałam słuchać.
Mi udało się wychować dwóch przystojniaków, obydwaj mają 180cmi ok.70kg, noszą dżinsy w rozmiarze 30, są już studentami i cały czas im wkładam w głowy co by sobie żołądków nie rozpychali, zwłaszcza starszy miał manię jedzenia dla fanu np, całego bochenka chleba. Obydwaj biegają, jakiś basen, siłka, młodszy częściej, ale i ma lepszą motywację, jest modelem. Całe życie im gadam patrz na rodziców i dziadków i się zastanów czy warto dla paru smakołyków. I widzę, że skutkuje, myślą co jedzą,a są na własnym wikcie w akademikach.  W naszym domu nigdy się nie kupowało chipsów (wolałam czekoladę, hehe) teraz jak jesteśmy w sklepie i mówię weź sobie coś, to zazwyczaj biorą sok, mleko czekoladowe, banany, czyli nie najgorzej. Nie jadają fastfoodów, sami sobie gotują (kumpel w pokoju się cieszy) i krytycznie patrzą jak ktoś wcina zamiast obiadu parówki, lubią je, ale obiad to obiad. Popełniają wiele błędów, ale zadają pytania.
Zaś mój mąż w ciągu 1,5 roku zrzucił mimochodem prawie 20kg i taką wagę trzyma już prawie rok, pracę ma ruchliwą, w domu i wokół lubi też pogrzebać, ruch ma. Odstawił piwo na rzecz czerwonego whisky, wina albo wody ;)
Odstawił smarowidła do chleba, nie je do pełna, dopycha się waflami ryżowymi.
Nie jadamy prawie ziemniaków, makaron i ryż rzadko. I są efekty, tylko ja się zastanawiam czemu ja przy nim nie schudłam, ale to to podjadanie jak nikt nie patrzy.
Kilka dni większej samokontroli i są efekty, czekam na dalsze.

11 stycznia 2013 , Komentarze (1)

Za mną dziś czwarty trening, tym razem była yoga, która trwała o zgrozo 1,5godziny, ale wiedziałam to wcześniej, więc jakoś poszło, kiedyś chodziłam na yogę, więc wiedziałam czego się spodziewać i powiem, że fajnie rozciągnęła mięśnie, które rano jeszcze w łóżku tak bolały i teraz jest dobrze.
 Wiele ćwiczeń nie dałam rady zrobić (bo kto normalny umie mostek, albo z kucków unieść się na dłoniach żeby nie dotykać stopami podłogi, no i świeca była problemem, tyłek za ciężki), albo nie tak jak ci na filmie, ale tam są chyba akrobaci. W pewnych momentach noga na której stałam wpadała w rezonans i nie mogłam tego opanować, ale dotrwałam do końca z większymi lub mniejszymi sukcesami nie poddałam się.
Ale wiecie co? Wczoraj to poczułam, a mianowicie idąc miastem poczułam, że mięśnie np. brzucha same mi się napinają, a mi się chce jeszcze bardziej je napiąć i taki jakiś sprężysty krok miałam, przynajmniej w mojej wyobraźni, hehe.
Wczoraj pokroiłam z 1,5kg piersi i paczkę filetów z udek w kostkę, udusiłam od razu doprawiając po swojemu i w małe porcje do zamrażarki, bo właśnie brakowało mi takiego szybkiego białka, a tak jak nie ma co jeść, to do mikrofali i trochę warzyw, których też mam teraz niezły zapas w zamrażarce i szufladzie w lodówce.
Wczoraj na obiad zrobiłam łososia pieczonego (filet posoliłam i popieprzyłam, pomazałam musztardą i do piekarnika na 20min) do tego ugotowałam paczkę fasolki szparagowej bez masła, zresztą zawsze jadłam fasolkę solo.
A na kolację jeden płat moczonego śledzia, trochę kukurydzy i jogurt naturalny, na deser mandarynka.
Największy problem mam co jeść rano przed treningiem, po wiadomo śniadanie czyli owsianka, ale tuż przed trzeba zjeść trochę białka żeby spalać tłuszcz a nie mięśnie, w tej kwestii muszę się doedukować, macie pomysły? Na razie dziś zjadłam jajko i mandarynkę, musi być lekko, bo jak ostatnio ćwiczyłam godzinę po śniadaniu, czyli owsiance, to mi w trakcie treningu szła do gardła.

10 stycznia 2013 , Komentarze (4)

Właśnie skończyłam, trzeci trening tym razem był to shoulders & arms, właściwie prawie wszystkie ćwiczenia z hantlami, zresztą jak mogłoby być inaczej ćwicząc plecy i ramiona, podobało mi się, lubię hantle, o ile nie są za ciężkie, ja mam 2kg i w niektórych ćwiczeniach wydawały się za lekkie, jak wytrwam kilka tygodni to sobie kupię większe na dzień kobiet :)
Ręce mam drżące, wiele mięśni w nich pewnie dawno nie używałam.'No i na koniec treningu jak co drugi dzień był program 15minutowy dla mojej ukochanej oponki, którą chcę zmienić z zimowej na letnią.
W tym programie podoba mi się, że jest pokazany sekundnik ile zostało do końca danego ćwiczenia, przynajmniej mi jest łatwiej wykonać jeszcze kilka powtórzeń jak wiem, że zaraz jest koniec.
I znów stwierdzam, że było warto i czemu tak późno, tyle lat zmarnowanych, ale nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, tylko się dalej sprężyć.
Napiszę swoją historię ćwiczeń, może się powtarzam, trudno.

Szukałam od dłuższego czasu kogoś do motywacji, kilka lat temu jakiś czas ćwiczyłam z kumpelą, ale jej się odechciało, a samej jakoś nie poszło, a były efekty, były.

Potem chodziłam na aerobik i było super, tylko godziny mi nie odpowiadały, a w domu mie poszło.

Potem jedno lato biegałam, z psami i też było super, ale przyszła jesień, a nie znoszę a raczej moje gardło zimna, po miesięcznej przerwie kupiłam orbiterek, ale już zdążyłam się rozleniwić, poza tym można z niego w każdej chwili zejść, a jak się jest daleko od domu, to trzeba wrócić i trening się wydłuża, zresztą wiosną chcę wrócić do biegania.

Próbowałam wsparcia na forum, ale tam szybko wszyscy rezygnują, ciężko trafić na osobę która chce podobnie.

Ostatnio w grudniu namawiałam inną kumpelę, żeby każda ćwiczyła w domu i zdawała relacje nawzajem, była bardzo chętna, ale okazało się, że trzeba obiad ugotować, M jak Miłość obejrzeć (poważnie była taka wymówka żeby nie ćwiczyć) a ja potrzebuję wsparcia. Mąż się stara i nawet obiecał ostatnio, że spróbuje ze mną ćwiczyć, byłoby cudownie, ale jakoś nie spełnia obietnicy, zresztą on zaraz próbuje przejąć rolę trenera, wiem, że nie robię idealnie ćwiczeń i zdaję sobie sprawę i wkurza mnie jego komentowanie. Może jak będę bardziej zaawansowana, to poproszę go żeby z boku ocenił czy mam prawidłową postawę, ale nie teraz jak ledwo się ruszam, a on woła np. przy pompce "niżej, cyckami o ziemię", błagam, dobrze jak w ogóle ugnę ręce i zrobię to jutro i za tydzień i za miesiąc...

Ale dobrze mieć kogoś jeszcze, chociażby pamiętnik, kto zrozumie, no i szukam bratniej duszy do wzajemnej motywacji (jestemaleznikam stoisz w kolejce?), która zrozumie moje niedoskonałości, mój ból fizyczny i psychiczny i czasem kopnie w tyłek, zwłaszcza to ostatnie, bo kopniak, od kogoś kto też walczy ma inny wydźwięk.



9 stycznia 2013 , Komentarze (4)

Idę spać, ale na moment wpadłam żeby pochwalić się, że dałam radę, mąż jadł czekoladę mleczną z orzechami, a ja nie wzięłam kawałeczka. HURRA! I poprosiłam, żeby czasem nie zostawiał na stole tego czego nie zje. I szczerze mówiąc nawet nie ssało mnie do niej.
Na obiadek zjedliśmy zupę pieczarkową zabielaną jogurtem, zupa wczorajsza i było jej po małym talerzu, więc na drugie zrobiłam marchew z groszkiem na mleku, czerwoną fasolę z puszki (dobrze wypłukaną) i jajko sadzone. Potem jak zwykle kawka (ja pijam "o poranku" z biedronki, tam jest 70%kawy zbożowej i 30% naturalnej) z mlekiem i yerba,
A na kolację zrobiłam torlille z sałatką z pekinki, papryki, korniszonów, oliwek, fety i sosu vinegret. I tu znów mały sukces, po zjedzeniu jednej, wsadziłam drugą do piekarnika i tak jeszcze przed nałożeniem sałatki popatrzyłam i stwierdziłam, że właściwie nie muszę jej jeść (będzie na jutro, bo sałatka też została), tak więc mąż zjadł dwie a ja jedną i znów HURRA ;)
Więc dzień uznaję za udany. Tylko wieczór trochę zepsuł mi ZUS, bo wpłacałam mu comiesięczną pańszczyznę, a jeszcze jutro muszę do nich iść, a tak nie cierpię urzędów, nie można po prostu sobie pracować i robić to co się lubi? BUUU

9 stycznia 2013 , Komentarze (1)

Dzień drugi, chodzi o ćwiczenia p90x, wczoraj niestety nie stanęłam do boju, chłop w domu peszy, poza tym miałam najgorszy dzień @, ale to nie wymówka, tylko ten chłop, na szczęście rzadko jest rano w domu, a dziś od rana odpaliłam trening na który wiele osób narzeka czyli  Plyometrics, a mi się całkiem podobał, kondycyjny, po nim będzie łatwiej chodzić po górach ;)  Czuję, że jutro nogi będą bolały, ale wiem, że dam radę go robić, tylko jestem strasznie czerwona i szybko muszę iść pod prysznic. Jest prawie 3 godziny od końca, a ja czuję, że mogę oddychać pełną piersią, nie wiem jak to opisać, to tak jakby oddech był głębszy i bardziej orzeźwiający.
Przed treningiem zjadłam jajko na twardo, kilka oliwek i 3 suszone morele, żeby nie ćwiczyć na czczo, po zjadłam tradycyjnie owsiankę.
Na kolację ugotowałam mrożony bób (uwielbiam), do tego jajko na twardo, kilka oliwek, kilka korniszonów, ja jadłam delektując się każdym smakiem z osobna, mąż wymieszał i dodał sos czosnkowy na jogurcie (jak można kupować to świństwo w sklepach, to nawet nie przypomina sosu, a roboty jest dwie minuty i tydzień może stać w lodówce)
 Z piciem wody nigdy nie mam problemu, u nas mało się  pije napojów, głównie woda i to w sporych ilościach, przyznam się, że gazowana, ale mało.
Dziś się zmierzyłam i się przeraziłam co ja z siebie zrobiłam, nie będę płakać nawet mi się nie chce, ale mam determinację. Wiem, że potrafię i mogę, grunt żebym wytrwała i w tym ma mi pomóc ten pamiętnik i w tym roku wejdę z podniesioną głową na Giewont, w wakacje ledwo się wdrapałam, ale zrobiłam to!!! I dla mnie to jest sukces, zwłaszcza, że musieliśmy się dość śpieszyć, bo późno wyszliśmy. Miałam momenty, że chciałam zawrócić, ale weszła, przyznam się, że dzięki wsparciu psychicznemu męża.

© Fitatu 2005-24. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Serwis stosuje zalecenia i normy Instytutu Żywności i Żywienia.