Ostatnio otrzymałam zaskakujący dla mnie komentarz co do mojej osoby. Podobno ludzie uważają mnie za zimną i niedostępną. Tzn takie robię ich zdaniem pierwsze wrażenie, później jest już lepiej. Nigdy nie chciałam być tak odbierana, nie wiem, dlaczego moje zachowanie sugeruje im że jestem... no inna niż jestem. Może dlatego że zawsze byłam pewna siebie i bardzo zdystansowana do świata, to może stwarza wrażenie że mam wyj****ne na wszystko..? A może po prostu to siedzenie w domu tak mnie zmieniło i robię się coraz bardziej zołzowata i zamknięta w sobie...
Powiem Wam, że żaden facet nie powinien narzekac, jak wraca po pracy do domu do dziecka i żony która na niego czeka. Z mojej strony, czyli tejże żony i matki, to wygląda tak, że jest mi odebrane wszystko, co miałam. Moja wolność, moja niezależności (finansowa i nie tylko), jedyne co mi zostało i na co mam wpływ, to mój wygląd, moja kondycja fizyczna i psychiczna. I właśnie dlatego robię to, co robię, czyli dlatego tyle cwiczę i dlatego chce mi się bawić w to całe zdrowe odżywianie i dbac o swoje ciało. Bo co innego mi zostało? Wiem, to smutne, ale wydaje mi się że to rzeczywistość większości polskich matek, które nie mają wyboru po urodzeniu dziecka, jak tylko zostać przykute jak pies do budy zwanej domem z dzieckiem na ręku. Bo jeśli mam wybór - iść do pracy za 1,5 tyś zł, zostawić moje dziecko z opiekunką, której muszę większość tych zarobionych groszy oddać, to nie mogę wybrać inaczej, niż zostać w domu i zając się tym wszystkim sama.
Także sobota, niedziela czy poniedziałek nie gra roli, obecnie wszystkie moje dni są takie same, do tego czuję że czas przecieka mi przez palce. Pocieszam się faktem, że za jakiś czas moja córka pójdzie do przedszkola i zacznę żyć jak człowiek, a nie jak zwierzę zamknięte w zoo. Nic nie trwa przecież wiecznie...
Zmieniając temat na nieco bardziej pozytywny warto by wspomnieć o moim wczorajszym dylemacie z rafaello ;) udało mi się zjeśc 1sztukę i jak to któraś z Was napisała chyba coś do nich teraz dodają, bo dostałam powera i poszlam na godzinke biegac. Pogoda idealna do biegania - ok 18 stopni, bez deszczu, cudownie mnie studził lekki wiatr, chyba dlatego tak dobrze mi się biegło. Zrobiłam ok 6 km w niecałe 50 minut, nie zatrzymałam się ani razu ani nie zwolniłam do marszu - po raz pierwszy w ŻYCIU. I właśnie dlatego tyle wysiłku w to wkładam, bo to jedyne w czym się mogę rozwijać, coś na co mogę ciężko pracować i widzieć tego efekty, wiem że sama do tego doszłam i wiem że tylko ode mnie zależy jak daleko jeszcze zajdę. Dbanie o formę to moje drugie życie obok tego zwykłego życia smutnej, samotnej kury domowej...
Ciekawa jestem jak sobie radzą inne kobiety w podobnej sytuacji, jak się czują..? Czy tylko ja mam poczucie straty i żal do siebie, że sama się do tego doprowadziłam? Kocham swoje dziecko, to nie ulega dyskusji, ale jednocześnie brakuje mi mojego dawnego życia, tamtej optymistycznej Weroniki, która czuła, że może wszystko, a teraz nie ma i nie może nic...
Wybaczcie, jeśli brakuje u mnie ostatnio tej pozytywnej energii, której tu szukacie. Tego bloga traktuję trochę jak pamiętnik, w którym mogę się wyżalić od czasu do czasu i takie są tego skutki... ale myślę że większość naszych problemów z sobą samym, z brakiem akceptacji, z kompleksami itd. wynikają właśnie z naszych osobistych przeżyć, którym dobrze jest się najpierw przyjżec żeby zrozumieć i zacząć coś zmieniać na lepsze.
Życzę Wam miłego dnia :*